Pisząc felieton zatytułowany „Mielec „został się sam”” ,
doszedłem do wniosku, który może nie do końca wyraźnie wybrzmiał w
zakończeniu i czytelnicy mogą się czuć
nieco zagubieni, roztrząsając, co też autor miał na myśli.
Więc z tego powodu teraz ja z kolei czuję się w obowiązku
postawić „kropkę nad i”.
Jakby nie patrzeć na przeszłość - bardziej życzliwie czy
mniej życzliwie - cztery lata temu skończyło się w historii Mielca coś, co
nazwałbym „epoką” Chodorowskiego.
Różni ludzie różnie ją oceniają. Nie sposób jednak, będąc
uczciwym, zaprzeczyć, że były to waśnie lata inżyniera - prezydenta
Chodorowskiego. I tego, że obecnie żyjemy w okresie przejściowym. Przejściowym
do czego? Na to próbuję odpowiedzieć tym felietonem.
Podkreślam powyżej zawód byłego prezydenta, bo to on – moim
zdaniem – determinował kierunek jaki nadano rozwojowi miasta. Kierunek na
odbudowę przemysłu.
Powie ktoś – zawaliła się WSK, to trzeba było zatkać powstałą dziurę, więc
kierunek działań był oczywisty. Tak, ale to tylko połowa prawdy.
Inżynierskie, wueskowskie myślenie byłego prezydenta
odcisnęło bowiem swoje piętno nie tylko na bardzo pozytywnym, gospodarczym kierunku
rozwoju miasta, gdzie inżynierskie spojrzenie było wtedy konieczne, ale także
na wielu innych kwestiach, gdzie takie myślenie mogło być, a może i było,
obciążeniem.
Jak patrzę z perspektywy dwudziestu pięciu lat, bo przed
tylu laty ruszyła mielecka strefa ekonomiczna i zaczął rządzić pan Chodorowski,
to sobie myślę, że był to czas budowania tzw. bazy, biorąc rzecz z
marksistowska, czyli materialnych sił wytwórczych Mielca, od której/których
później zależą zmiany społeczne, czyli zmiana nadbudowy, czyli codziennej
egzystencji obywateli, ich kultury, zamożności, politycznej świadomości,
stosunków wzajemnych, struktur społecznych etc.
By nie urażać prawej strony politycznej, uczulonej na nawet
żartobliwe odniesienia do Marksa, można powiedzieć, że budowano fundamenty dla
przyszłego rozwoju Mielca. I je zbudowano. Dość solidne. Na tyle, na ile można
to robić w kapitalizmie, gdzie państwo nie gwarantuje obywatelowi wszystkiego.
I w tym budowaniu udział inżyniera, prezydenta
Chodorowskiego był nie do przecenienia.
Wiem, zaraz różni wyciągną mi takie różne: a że sprowadził
do Mielca Kronospan i że go chronił, a to że strefa daje za małe zarobki, a to
że nie mamy firm technologicznych, tylko proste przetwórstwo, a to że nie
wybudował hali, a i biblioteki też mu się nie udało, a to że polikwidował
przedszkola, a to że zaniedbał kulturę.
Odbudowany mielecki przemysł, czy on się komuś podoba, czy
nie, zapewnił w ostatnich latach stabilną, na względnie dobrym poziomie, egzystencję
mielczanom Mielca i całego powiatu. Że jest ta egzystencja wspomagana pieniędzmi
z emigracji? Jest. Ale gdyby nie nowy przemysł, było by znacznie, znacznie
gorzej.
Mógłbym tak ciągnąc wątek Chodorowskiego, ale byłoby coraz
mniej ciekawie.
Bo jesteśmy w innym czasie, z dziedzictwem, ale i bagażem po
minionym okresie. Dziedzictwo to przemysł i dość wysoki, stabilny poziom życia
mielczan.
Bagaż to brak zakreślonej perspektywy działania i brak wizji
dalszego rozwoju miasta, którą można kontynuować.
Bo mam przekonanie, że prezydent Chodorowski odszedł w
najlepszym dla siebie czasie, kiedy już zrobił wszystko co mógł, a nie miał
pomysłu na to, co dalej.
Wydawało się przez chwilę, mnie także, że z taką wizją
przyszedł pan Kozdęba. I pierwszy rok działalności mógł na to wskazywać. Czy
ta wizja naprawdę była, a tylko zabiła ją śmiertelna choroba, czy jej nie było, tego już się
nigdy nie dowiemy. Potem to już był tylko zjazd. I ten zjazd trwa nadal.
Nagle obudziliśmy się w mieście, względnie bogatym,
względnie stabilnym, ze względnie zadowolonymi obywatelami, budującymi na
potęgę nowe domy i bloki, ale mieście, które znalazło się na uboczu
wszystkiego.
Mieście, w którym nikt nie ma pomysłu, co dalej. W jaką iść
stronę.
Stary prezydent nie zostawił w spadku Mielcowi nowej
perspektywy, nowi prezydenci jej nie posiadają.
Ba, nie posiadają nawet części tego potencjału intelektualnego
na nowe czasy, jaki Chodorowski miał na minione.
Zdjęcie za Promocja Mielec
Mielec został się ze skłóconymi gremiami rządzącymi, na dodatek też nie posiadającymi żadnego potencjału intelektualnego do wprowadzania zmian, nie posiadającymi dodatkowo odwagi do niepopularnych albo tylko kontrowersyjnych posunięć.
Mielec został się ze skłóconymi gremiami rządzącymi, na dodatek też nie posiadającymi żadnego potencjału intelektualnego do wprowadzania zmian, nie posiadającymi dodatkowo odwagi do niepopularnych albo tylko kontrowersyjnych posunięć.
Mielczanie niespodzianie obudzili się w małym, mało
znaczącym, zadłużonym mieście, z rozgrzebaną budową hali, która może go
pogrążyć finansowo, czy to w trakcie realizacji, czy i po niej. Jeszcze niektórzy
w to wierzą, pamiętając wielkie czasy WSK albo początków strefy, że wszyscy się
nami interesują, ze wszyscy Mielcowi pomagają.
A tu trzeba wreszcie sobie uświadomić, że takich miast jak
Mielec jest na kopy i ze chociażby Stalowa Wola, kiedyś o podobnym potencjale
przemysłowym, stała się znaczącym ośrodkiem i przemysłu i nauki (posiada filie
KUL – u, Politechniki Rzeszowskiej), a teraz także kulturalnie bije na głowę
nasze miasto.
Właśnie, brak zainteresowania kulturą to jeden z większych
grzechów, który obciąża – moim zdaniem – starego prezydenta. W Mielcu, w
kulturze, dzieje się w porównaniu z innymi miastami mało, bardzo mało. Są
ludzie, brak bazy.
Nawet orkiestra w święto państwowe nie ma gdzie zagrać
patriotycznych pieśni, bo deszcz ją zmusza do rejterady.
Niestety, nie widać, by następcy mieli o kulturze jakieś
pojęcie i ją doceniali.
Powie ktoś, nie o kulturę chodzi. Powiem: nie tylko o
kulturę, ale o nią także.
W jaką stronę ma iśc Mielec?
Przemysł jest, ale nie jest wieczny.
Firmy się kończą i odchodzą, zależnie od koniunktury i wielu
innych czynników. Przyjdą nowe? Przyjdą. Jakie?
Jak kształtować, planować przemysłową przyszłość? By nie
zdawać się na przypadek, ale mieć wizję i ją realizować. Mając na uwadze
rewolucję przemysłową 4.0, która niechybnie nas czeka i której skutki mogą być
bolesne.
Jak planować rozwój miasta w jego warstwie nadbudowy?
Oświaty, kultury, opieki nad dziećmi, nad starszymi, jak kształtować
komunikację zewnętrzną i wewnętrzną, z kim wreszcie się przyjaźnić, jakie
zawierać sojusze dobre dla miasta, a nie tylko dla partii i klik towarzyskich?
Do Mielca, do nas wszystkich, zbliżają się wybory do Sejmu.
Będą obietnice, których chyba nikt nie zrealizuje. Paradoksalnie, dobrą passę
Mielca otworzył rząd SLD w 1995 roku. Potem były po kolei różne rządy. Rząd
Buzka był wrogiem stref ekonomicznych, drugi rząd SLD z Millerem, nadał strefom
nowy pęd, który trwa do dzisiaj. Pierwszy PiS niczego nie zepsuł. Najmniej dla stref
zrobiła Platforma Obywatelska, rządząca przez 8 lat w Polsce. Chociaż przez
prawie 20 lat miała wpływ na rozwój miasta pod postacią ugrupowania Nasz Mielec,
trudno tym rozwojem ją obciążyć. To wyłączna zasługa Chodorowskiego i
Błędowskiego.
Teraz SLD jest siła wsteczną, nie interesującą się niczym,
prócz lgbt i antypisu.
Niestety, podobnie ma Platforma.
Czy to oznacza, że według mnie szansą dla Mielca jest
wygrana PiS? Ja tak nie sądzę.
Mielcowi nikt nie pomoże. Mielec się dla dużych graczy nie liczy.
Mielec może liczyć tylko na siebie.
I na człowieka z wizją rozwoju. Takiego, który jakoś
okiełznałby zwaśnionych radnych czy to szantażem, czy autorytetem.
Czy ja widzę takiego kogoś? Na razie nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz