Jest takie żartobliwe tłumaczenie, co to jest uczucie ambiwalentne. Występuje ono, kiedy widzisz, jak twoja nielubiana teściowa spada twoim samochodem z mostu do rzeki.
Ja nie doświadczałem tego typu odczuć, co nie znaczy, że ambiwalentny stosunek do wielu spraw jest mi obcy. Przeciwnie.
Dzisiaj ambiwalentne odczucia naszły mnie po ogłoszeniu wyników plebiscytu na Mielczanina Roku 2021, organizowanego corocznie przez lokalną gazetę Korso.
Tak się złożyło, że o aktualnie rozstrzygniętym plebiscycie na Mielczanina Roku 2021 pisałem w felietonie https://andrzejtalarek.blogspot.com/2022/05/mielec-kibicow-i-emerytow-czyli-o.html wtedy, gdy jeszcze nie był rozstrzygnięty. Był on po etapie głosowania czytelników Korso. I owi czytelnicy oddali swoje głosy w takiej proporcji: Pani Stanisława Rzeźnik 58% głosów, ksiądz proboszcz Waldemar Ciosek 20,5 % i Łukasz Przybyło, młody działacz społeczny 12,5 % głosów
Nie podobał mi się ten rozkład głosów i na koniec wzmiankowanego felietonu wyraziłem swoją opinię, że „ja, stary człowiek, zagłosowałbym na księdza. Bo nadal jest mi potrzebny, a niedługo może będzie bardziej. Ale to dzisiaj widać niemodne. Dzisiejsi seniorzy planują długie i barwne życie i wolą się spotkać z panią Mazurówną, tą od tańca, wielu kochanków nawet po siedemdziesiątce i wielu aborcji. Tak do końca nie wiem po co. Czy po to, by im powiedziała jak być aktywnym w późnym wieku, czy bardziej po to, by nasi seniorzy mogli na nią popatrzeć jak na małpę w zoo. Więc nie dziwne, że nie głosują na księdza”.
Więc dzisiaj powinienem się cieszyć, bo ten wybór Mielczanina roku 2021 spełnił moje preferencje. I cieszę się, bo bardzo cenię księdza Cioska.
A jednocześnie mam wielkie poczucie niedosytu.
Gdybym przez chwilę stał się statystycznym mielczaninem i uwierzył w zasady plebiscytu, że to czytelnicy, mielczanie mogą swoimi głosami wybrać Mielczanina Roku, byłbym szczerze zdziwiony ostatecznym rozstrzygnięciem. No bo jak? Pani Rzeźnik dostała prawie 3 razy więcej głosów i ostatecznie przegrała?
Ale regulamin przewiduje udział w wyborze Mielczanina Roku także kapituły złożonej z laureatów plebiscytu w latach poprzednich i jednego przedstawiciela Korso. Kapituły, która może wszystko. Czyli może wybrać Mielczanina roku nie sugerując się ilością i jakością głosów oddanych przez czytelników gazety.
Wielu pewnie będzie miało w tym momencie skojarzenia z naszym Sejmem i projektami ustaw obywatelskich, które, jeśli nie są po myśli władzy, idą w kosz niezależnie od tego, ilu obywateli taki projekt poprze.
Ponieważ nie czuję się statystycznym mielczaninem, od dawna nie mam złudzeń co do tego, kto wybiera Mielczanina Roku. Jestem przekonany, że wybiera go Kapituła kierująca się najróżniejszymi interesami czy koneksjami, a najmniej, albo wcale, glosami czytelników albo internautów. Ostatni wybór jest tego najlepszym dowodem.
Znowu zacytuję zdanie z artykułu na stronie Korso: Do dziś toczy się walka wśród elit, by dana osoba została Mielczaninem Roku. Wzajemne promowanie siebie ma pozytywny aspekt dla życia powiatu, bo mobilizuje przedsiębiorców, polityków, samorządowców, ale i księży, i działaczy społecznych, do jeszcze aktywniejszej pracy na rzecz środowiska.
Ale żeby nie było tak krytycznie, to powiem, że spośród 25 laureatów plebiscytu jedynie dwa, trzy nazwiska budzą moje wątpliwości. Więc tym samym przyznaję, że dokonywano słusznych wyborów, które w większości oparły się czasowi.
Tylko czy w tej sytuacji nie nadszedł czas, by przestać robić ludziom wodę z mózgu? Wmawiać, że ich głosy mają jakiekolwiek znaczenie? Że jak się zmobilizują, to ….
Czy nie powiedzieć od razu, że mielczanina roku wybiera Kapituła spośród propozycji zgłaszanych np. przez organizacje społeczne, prezydenta i starostę, czy grupy obywateli, czyli mielczan.
Tak jest robione w przypadku znanych mi plebiscytów.
Wtedy nie byłyby potrzebne tłumaczenia, jakie przeczytałem na stronie Korso, ze „O słuszności wyboru Mielczanina Roku najlepiej świadczy obecność na gali tak wielu osób, które nieraz musiały przejechać wiele kilometrów, ale chciały w ten sposób pokazać szacunek i wdzięczność wobec ks. Waldemara Cioska”.
Bo to dziecinne tłumaczenie.
Skoro Urząd Miasta od lat nie ma ochoty na wprowadzenie jakiegoś bardzo znaczącego wyróżniania swoich obywateli i zapisywania ich w historii miasta, pozostaje mam pozostać przy Mielczaninie Roku i Skałce Korso, a nie np. Zasłużonym dla Miasta Mielca, stosownym medalu i brązowej statuetce Ikara, którego rzeźbę Urząd tak pieczołowicie wyremontował.
ps. Kiedyś tak o wyróżnianiu mielczan pisałem
https://hej.mielec.pl/pl/638_felietony/54492_o-nagrodach-i-wyroznieniach.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz