Zbulwersował mnie przeogromnie apel radnych PiS do nowego
prezydenta Mielca, żeby sobie obniżył pobory za wykonywanie swej funkcji. Już
abstrahuję od faktu, że sam sobie tego zrobić nie może i że pobory ustala mu
Rada Miasta, w której radni PiS są znacząca siłą.
Podjęte przez mielecki PiS już na początku kadencji
działania świadczą, że nadzieje na jakąkolwiek współpracę ponad politycznymi
podziałami dla dobra Mielca i na istnienie tzw. konstruktywnej opozycji, są
nadziejami naiwniaka.
Zapowiada się - może nawet 5 lat – haratania w gałę.
Donald Tusk o tym zajęciu napisał, że „Haratanie w gałę to
zajęcie dla dżentelmenów”. Tyle tylko, że miał na myśli grę w piłkę nożną, którą
czasem uskuteczniają starsi panowie.
Literalnie sprawę rozważając, słowo haratnąć znaczy także (a
może do niedawna przede wszystkim: uderzać, niszcząc coś lub zadając komuś
ranę, ranić samego, kaleczyć się wzajemnie; szarpać się.
Gała z kolei to nie tylko piłka, ale także oko (wytrzeszczać gały). Nie mówiąc już o
takich znaczeniach jak: najniższa ocena szkolna, czy nieudacznik, gapa, ciapa
(Białostockie)
No i teraz będziemy mieli w Mielcu haratania w oczy, po
oczach, na oczach i po dobrym imieniu. Haratanie po politycznych przeciwnikach.
Ufam, że prezydent Wiśniewski nie odpowie tym samym i że mimo wszystko i pomimo
wszystkich, będzie starał się zachować kulturę poprawnej współpracy z wrogami.
Bo że to będą wrogowie, to zaczynam nie mieć wątpliwości.
A Mielec czeka. Ale na dobre zarządzanie.
W minionej sesji Rady Miasta radni pisowscy dość bezceremonialnie,
by nie pisać: bezczelnie, podnieśli sobie o 50% diety, motywując to (pan Zaskalski),
że tak dawno nie mieli podwyżek. Jednocześnie pisowscy posłowie działając w
maksymalnie skrajnym populizmie, obniżyli o 20% uposażenia prezydentów, wójtów,
burmistrzów i starostów. Przy okazji obniżono uposażenia szefom miejskich
spółek. W tym samym czasie pisowscy nominaci w różnych spółkach zarabiali
dziesiątki tysięcy złotych, do tego ogromne odprawy i płatne „zakazy
konkurencji” przez rok czasu. I tak dla przykładu prezes KNF miał 38 tys. na
miesiąc.
Jednocześnie w tej samej kadencji radni PiS swoją polityką
finansowo – inwestycyjną doprowadzili budżet miasta na skraj jego możliwości
(czas pokaże, jak stromy to skraj).
Ale wiadomo: wystarczy nie kraść i pieniądze się znajdą! A
teraz mówią – czasy idą ciężkie, więc prezydencie, daj przykład i obniż sobie
wynagrodzenia. Tak jakby sami nie byli przyczyną tych ciężkich czasów, które
nadchodzą, a mimo tego sami nie zechcieli obniżyć sobie wysokości diet. Pewnie
nie chcą schudnąć.
I teraz, po podwyżce podatków lokalnych, która oczywiście
była nieuchronna i którą przygotowywała już poprzednia władza, proponują
prezydentowi, żeby zmniejszył wydatki miasta, poprzez rezygnację z części dość
marnego już wynagrodzenia prezydenckiego. Prezydent za swoją ogromną pracę
zarabia dzisiaj 10 tys. zł. Tyle zarabia w firmach bardzo wielu menadżerów
średniego szczebla, nie mówiąc już o wyższych.
Drażni mnie, i pewnie
wielokrotnie dam temu wyraz, że władzami miasta zawładnęli dzisiaj nauczyciele.
We władzach powiatu mamy trzech dyrektorów szkół (byłego i dwóch obecnych), w
szerokich władzach miasta póki co też mamy ze trzech dyrektorów instytucji
oświatowych. To jest złe skrzywienie proporcji reprezentatywności.
Ale kto ma chcieć iść do samorządu? Ci menadżerowie, którzy
w dobrej firmie zarobią znacznie więcej od prezydenta czy starosty, pracując w
normowanym czasie pracy, mając perspektywę awansu i stabilności zatrudnienia.
Więc mamy selekcję, jaką mamy. Wygrywają nauczyciele, z
których pan Myśliwiec też ma chyba kłopoty z powrotem do dawnej pracy (ale tu
była jeszcze inna historia), czy wieczni samorządowcy.
A do tego populistycznie zmniejsza się wysokość zarobków do
poziomu wręcz humorystycznego. A niektórym i to nie wystarcza i dowcipnie żądają jeszcze większych obniżek.
Ale nie dla siebie.
No i to tyle o moich i nas wszystkich pieniądzach. Kierujący
takim wielkim organizmem jak Mielec winien godnie zarabiać. Godnie w stosunku do
zajmowanego stanowiska. Bo inaczej byle kto będzie się z niego śmiał, że
frajer.
A wracając do haratania w gałę (albo raczej w gały), to
zaczyna się w Mielcu okres lokalnych corrid, turniejów, meczy i ogólnie walk na
wszystkie możliwe sposoby.
I będzie to trwało aż do bardzo prawdopodobnej przegranej
PiS w najbliższych wyborach do Sejmu, jeśli członkowie tej partii nie
zrozumieją błędów swojego postępowania. Bo na razie widać, że niczego partii nie
nauczyła arogancka wizyta przywódcy, który odebrał panu Kapinosowi zwycięstwo.
Świetny felieton. Oby Ci do których jest kierowany, przeczytali go.
OdpowiedzUsuń