Tak jak pewnie większość polskich katolików z niepokojem obserwowałem serial odkrywania tajemnic polskiego Kościoła, a szczególnie, w ostatnim czasie, spraw związanych ze św. Janem Pawłem II. Z coraz większą także irytacją i zaniepokojeniem patrzyłem na bezradność naszej hierarchii kościelnej, naszych biskupów, w reakcjach na dziejące się sprawy, na zupełną nieumiejętność, a może niemożność, przeciwstawienia zarzutom sensowych odpowiedzi, oprócz alarmu, że to drugi zamach na Jana Pawła II.
W odpowiedzi na książkę i kolejny film episkopat wydał komunikat, że odpowiedzą na zarzuty tam stawiane dwaj księża, którzy są kompetentni w sprawie. Rany Boskie.
Powiem, że odczuwam osobisty ból, patrząc, jak publicznie próbuje się obdzierać Jana Pawła II z jego szat świętości. Taki prawdziwy ból człowieka, który wierzy w świętość Jana Pawła II, który modlił się i modli do niego, i który żyje w przekonaniu, że w jednej ważnej rodzinnej sprawie ta modlitwa naprawdę pomogła. I który nadal modlił się będzie. Skromnie, w zaciszu domowym. Bo wierzę, ba, jestem przekonany, że to człowiek święty i ta jego świętość się ostanie w naszej percepcji na zawsze.
Z drugiej jednak strony, oprócz tego niepokoju, który odczuwałem, patrząc na reakcje naszych biskupów (którzy moim zdaniem mają dzisiaj jeden cel, dożyć do obfitej emerytury), narastał we mnie od lat już niepokój innego typu. Niepokój o kierunek, w którym nasz Kościół polski zmierza pod wodzą tych nie zawsze wydarzonych przywódców.
Myślę, że ich działanie, kierunek jakim ma podążać Kościół, który przyjęli, wynikał z potrzeb medializujących się wiernych, którzy coraz mniejszą wiedzę, także religijną, potrzebowali zastępować spektakularnymi i bardzo widocznymi, a nawet widowiskowymi zdarzeniami. Najlepiej cudami lub z pogranicza cudu.
Ten kierunek wynika też, moim zdaniem, z mentalności zarządzających Kościołem, wyedukowanych w określony sposób w starym programie seminaryjnych, nie dopuszczającego i niedopuszczających do Kościoła, do teologii żadnych nowości.
Kościół nie będzie się dostosowywał do świata, nie będzie za nim podążał. Niech świat się dostosuje do Kościoła. To jakże kłamliwe, gdy spojrzeć na dzieje Kościoła, hasło, jeszcze niedawno była bardzo popularne.
No i mieliśmy w ostatnim czasie wysyp cudowności, by wspomnieć najbardziej spektakularne; jakieś Boszabory, z pełnymi stadionami ludzi, jakieś specjalne msze z prośbami o uzdrowienie (jakby zwyczajna msza nie miała takich samych właściwości), jakieś ruchy charyzmatyczne z tarzaniem się po podłodze i bełkotaniem, które miało pochodzić od Ducha Świętego, a które często kończyły się molestowaniem uczestników, czy to psychicznym, czy nawet seksualnym, jacyś cudowni święci z sąsiedztwa, jak Jean Venier, którego przed ogłoszeniem oficjalnie świętym uchroniła informacja, że był drapieżcą seksualnym, no i ostatnio jakaś Marta Robin, która prze 51 lat odżywiała się tylko raz w tygodniu przyjmowaną komunią świętą i żyła, ale nie pozwoliła na medyczne potwierdzenie tego fałszywego cudu, a przed zaawansowaną świętością znowu pewnie uratowała ją – a nas i Kościół nade wszystko – książka nie jakiegoś dziennikarza z TNN ale poważnego teologa, zakonnika, który tę jej świętość zakwestionował, by już nie rozwijać wysypu egzorcystów w ostatnim czasie, którzy ratują opętanych przez diabła, a najważniejszy przez 30 lat wypędził diabła z 70 tys. osób. Do tego bardzo twórczo rozwinięto kult relikwii. Tak twórczo, że czasami kabaretowo. Ale nikt się nie śmiał. Wszystko jednak do czasu. Każda przesada kiedyś wychodzi bokiem.
Że na to wszystko nasi przywódcy nałożyli kult św. Jana Pawła II to już nawet nie dziwne. No i zaczął się wysyp pomników, uroczystych nadań imienia i inne. Na początku byłem za. Potem coraz bardziej byłem ostrożny, by wreszcie w niepokoju stwierdzić, że stwarzamy sobie nowego złotego cielca i że konsekwencje tego mogą być bardzo niedobre.
Bo to tylko człowiek. Tak, Jan Paweł II, wcześniej Karol Wojtyła, był tylko człowiekiem. Wielkim człowiekiem, ale człowiekiem.
A jako człowiek, jako przywódca ogromnej organizacji, musiał stykać się nie tylko z dobrem, ale także ze złem. Jak to bywa w każdej organizacji.
Ale o tym lepiej było nie mówić. Obudowywało się go w pancerz świętości, godny jedynie Chrystusa. Bo tylko on był bez grzechu.
Ten pancerz musiał zacząć kiedyś pękać, tym bardziej, ze wielu chciało go rozbić.
Powiem tak: bardzo mnie razi pedofilia w Kościele jako organizacji, ale nie to uważam za jego grzech główny. Dla mnie jest nim zakłamanie i hipokryzja, które są przyczyną tego, że inne zła mogły się w Kościele rozwijać. Brak prawdy, brak tak tak, nie nie.
Innym mówimy, że trzeba żyć w czystości seksualnej, a sami robimy, to, co człowiek dorosły, mężczyzna, musi zrobić, by nie zgłupieć.
Nie da się zakłamać popędu seksualnego.
Jak pomyślę, że ja, stary, jeszcze mając prawie 50 lat, wierzyłem w to, że celibat zobowiązuje księży do wstrzemięźliwości seksualnej, i że jak mówią, tak czynią, to mi się chce śmiać.
Karol Wojtyła kierował dużą częścią polskiego Kościoła w najtrudniejszych latach. Jego obowiązkiem, jako przywódcy, było przeprowadzić Kościół przez ten ciężki czas, gdy atakowano go z każdej strony, gdy na Księzy szukano haków, gdy gwałcono ich sumienia, brano w rekruty, szantażowano.
Nie wiem, czy dla dobra Kościoła - a dobro Kościoła wtedy jest absolutnie różne od dobra kościoła dzisiaj, gdy dziś chodzi o interes grupowy kleru – poświęcił dobro molestowanego dziecka czy nie. Wierzę, ze zachował się odpowiednio do jego osoby.
Ale nawet jakby się tak stało, to mógłbym tylko powiedzieć, że wybrał mniejsze zło.
Powie ktoś, że nie ma mniejszego i większego zła. Jest zło. Ale tak powie tylko ten, na czyich barkach nie spoczywa ciężar odpowiedzialności za wielu.
A na nim spoczywał.
No i dochodzimy do końca tego co musiałem z siebie wyrzucić.
Jak zapomnimy, że tylko Chrystus jest święty, jak będziemy chcieli Chrystusa zastępować ludźmi, którzy wydają nam się święci, a którzy są tylko ludźmi, a my jednak z nich będziemy chcieli brać przykład i stawiać ich za wzór, to nasza droga będzie krótka.
Więc dzisiaj cieszę się, że stało się to, co się stało.
I wierzę, że przyjdzie wreszcie rozsądek na naszych przywódców i że naszą wiarę, nasz Kościół, oprą nie na złotych cielcach ( nieważne, czy z prawdziwego złota, czy pozłacane) ale na Chrystusie. Wtedy nie będzie kolejnych takich sytuacji.
Wierzę, że Kościołowi w Polsce dobrze zrobi odjaniepawlenie i jednoczesne intensywniejsze zachrystusowienie.
Przestańmy mówić o drugim zamachu na Jana Pawła II i stańmy w prawdzie, jak to lubią podkreślać nasi hierarchowie.
Bo tylko Chrystus jest w pełni i naprawdę święty.
PS1. A gdyby dzisiaj analizować życiorysy wszystkich świętych, jakich przez wieki ma Kościół i używać do tego dzisiejszych norm moralnych (które niby przez wieki się nie zmieniały, jak chcą niektórzy) i dzisiejszych standardów społecznych, to musielibyśmy z kanonu wyrzucić może prawie wszystkich. A przecież oni są święci.
Bo czas potrzebuje określonych świętych, tak jak czas potrzebuje wciąż na nowo od czytywania Pisma Świętego i jego interpretacji do nowego świata, nowego życia.
Ps2. I jak dzisiaj wyglądają współcześni lustratorzy, zarzucający „niegodne” zachowania szeregowym obywatelom, czyniącym w czasach komuny różne życiowe wybory?
Tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz