wtorek, 7 lipca 2020

O tym, jak niszczono Irydę i WSK i dlaczego teraz krzyczą: łapać złodzieja.


Pan mielecki radny Marek Zalotyński kiedyś wystąpił z propozycja nadania mieleckiej ulicy imienia komendanta ZHR, pana Feliksa Borodzika.
Pan Feliks Borodzik to taka dziwna postać, która miała ponoć chwalebną okupacyjną przeszłość, a i po wyzwoleniu dzielnie stawała przeciwko sowieckiemu okupantowi. Tak dzielnie, że chyba w 1945 roku została aresztowana przez NKWD.

Ale ta osoba była tak dzielna, że z aresztu NKWD uciekła. A uciekła po to głównie, by niedługi czas potem przyjechać, po skończeniu studiów inżyniera lotnictwa na Politechnice Warszawskiej,  do pracy w WSK Mielec, gdzie bardzo szybko, prawie od razu, została kierownikiem najważniejszego wydziału fabryki, montującego licencyjne samoloty Mig15.
A był to czas wojny w Korei. A tajemnice, jakimi otaczano produkcję Migów były większe, niż dzisiaj bomby atomowej.

I takiego człowieka pan Marek Zalotyński zaproponował na patrona mieleckiej ulicy. Bardzo dzisiaj żałuję, że wtedy nie pozwoliłem się panu Zalotyńskiegu skompromitować, i że napisałem przed trzema laty felieton, w którym pokazywałem dziwne co najmniej dzieje „bohatera” dla mieleckiej ulicy. Żałuję, bo dzisiaj mielecka ulica miałaby z rekomendacji PiS człowieka, który być może był agentem NKWD, a w najlepszym razie życiorys, z jakim dzisiaj tak dzielnie pan Zalotyński walczy.    

Bo oto dzisiaj w kontrze do pomysłu mieszkańców Mielca - którzy w pierwszym rzędzie są patriotami naszego miasta, a dopiero potem patriotami Ojczyzny - żeby rondu z Ikarem nadać imię twórcy potęgi Mielca, Tadeusza Ryczaja, zaproponował w kontrze osobę o nie tak podejrzanej przeszłości, jak pan Borodzik, bo bohatera pierwszej wojny światowej Stefana Bastyra, ale z Mielcem mającego tyle wspólnego, co ma ptak szpak z panem Szpakiem.

Bo tak naprawdę walka idzie nie o to, jakiego jeszcze bohatera wyklętego rozsławić w Mielcu, ale o to, żeby nie dopuścić do tego, by przypomnieć mielczanom prawdziwego twórcę potęgi Mielca, dyrektora Tadeusza Ryczaja.

Długo nie mogłem pojąć, skąd taka zapiekłość – PiS – u, dawnych opozycjonistów Solidarności, nie wiem, bo oni sami żrą się między sobą? - w niszczeniu pamięci Dyrektora.
Tym bardziej że głównymi jej głosicielami są dzisiaj osoby, które nigdy w WSK nie pracowały, a po części które wtedy nosiły majtki w zębach, jak niżej cytowany działacz antykomunistyczny (dokonał też mojej lustracji)
Bo jeszcze mogę zrozumieć dawnego opozycjonistę, prześladowanego w tamtych czasach, który tak bardzo nienawidzi – i czasów, i Ryczaja – że ta nienawiść aż boli na odległość.
Choć nawet tu trudno mi zrozumieć chęć przeniesienia na całe społeczeństwo swojego bólu, swojej nienawiści. Ja cierpiałem, wy też musicie pamiętać ten czas, jako czas cierpienia. Ja nienawidzę, wy też macie nienawidzić.
To oczywiście tak nie działa i ten człowiek dobrze o tym wie.
Tak jak cierpi się i umiera samotnie, tak i swoich bóli i nienawiści nie da się przekazać innym. Chyba że skrzywdzonym przez los, którzy w ten sposób znajdą wytłumaczenie swej kondycji.

Nie mogłem pojąc, ale coś zaczyna mi się rozjaśniać.

Upadek WSK PZL Mielec po przejęciu władzy przez Solidarność (ogólnie rzecz biorąc) traktowaliśmy wszyscy, a przynajmniej większość z nas, w tym i ja, jako oczywistą oczywistość.
Fabryka – socjalistyczny moloch- nie mająca rynkowego produktu na nowe czasy, musiała po 1990 roku upaść. Bo choćby coś takiego, jak silnik Leyland, nie miał już rynkowej szansy, a nowej konstrukcji i pieniędzy na jej uruchomienie nie było. I w zasadzie nikt nad tym po latach nie dywagował i nie dywaguje.

Po latach tak. Ale jak było na początku lat dziewięćdziesiątych? Czy to było takie oczywiste? Czy kolejne dyrekcje, poczynając od dyrektora Szymańskiego, nie usiłowały ratować fabryki, znaleźć dla niej jakiejś niszy? Czy wszystko co robiła WSK było fatalne i niskiej jakości? Czy gdyby tak było, Boeing dał by nam do produkcji w 1992 roku ważne elementy do swoich samolotów Boeing 757?
Coś mi w tym nie pasowało.

W zarządzaniu jest tak, że dyrektorowi, prezesowi firmy przypada zawsze całość splendorów, jak firma świetnie prosperuje, ale także jego obciąża się całą winą, jak plajtuje, jak się pogrąża. Wraz z dyrektorem laury lub cięgi zbierają ci, którzy na to stanowisko go postawili.

Powiedzmy sobie jasno i wprost, powiedzmy to, co dzisiaj jest chyba zakazane, a na pewno niemodne. Za upadek WSK PZL Mielec po przemianach odpowiadają ówcześni jego dyrektorzy i siły, które na te stanowiska ich wyniosły. A że uwarunkowani były, jakie były, to druga sprawa.
Już słyszę protesty, że zaszłość komunistyczna, że nieprzygotowanie do nowych czasów, że uwarunkowania na świecie! Owszem, wszystko to jest prawdą. Ale prawda jest, że WSK splajtowała pod rządami przedstawicieli nowej władzy.
Ta prawda boli, ale jest prawdą.

Powie ktoś, że robili wszystko co mogli. Może.

Cytuję tu  fragment książki Henryka Bronowickiego, za jego zgodą. Dla mnie te wspomnienia są porażające.  Przypominam młodym ludziom, że był to czas dyrektorowania dyrektora z kręgu opozycji, albo Jana Szymańskiego, albo Stanisława Żmudy(brak konkretnej daty)."Był koniec 1991. Ówczesny dyrektor zakładu w trybie pilnym wezwał mnie do sali konferencyjnej na spotkanie z amerykańską delegacją specjalistów lotniczych z FAA. Przez telefon powiedział mi, że ,,jest tam amerykański pilot doświadczalny i chce rozmawiać z pilotem doświadczalnym, który wykonywał próby w locie na Irydzie". Zastanawiałem się, co mogę mu powiedzieć, ponieważ program prób Irydy był tajny. W sali było około dziesięciu Amerykanów, przed którymi na długim stole leżały całe tomy tajnych sprawozdań z prób naziemnych i w locie. Kilku naszych inżynierów i konstruktorów od Irydy było przepytywanych przez Amerykanów. Na ich polecenia kopiowano wiele dokumentów. Byłem tą sytuacją zaskoczony, ponieważ wszystkie te dokumenty były tajne - znajdowały się w tajnej kancelarii. Jeżeli ja chciałem zajrzeć do jakiegoś sprawozdania z prób z poprzednich lat , musiałem przejść odpowiednią procedurę zanim je otrzymałem do wglądu. Dyrektor polecił mi ,bym przekazał Amerykanom wszelkie niezbędne informacje, o które mnie zapytają. Ten, który chciał ze mną rozmawiać (przez tłumacza), okazał się pilotem doświadczalnym I klasy z NASA, znającym się na próbach prototypów samolotów wojskowych. Pytania, które zadawał, świadczyły, że jest inżynierem lotniczym z dużym doświadczeniem zawodowym. Cała sytuacja była bardzo dziwna. Wiedziałem, że nawet przyjazne sobie państwa zachodnie pilnie strzegą swoich tajemnic z prób samolotów.....Fragment z książki ,,Pilot doświadczalny" Henryk Bronowicki. Po tej wizycie zaczęły się kłopoty z realizacją ,, Programu Iryda"

Jest takie stare przysłowie: „Na złodzieju czapka gore”. I często tak jest, że wtedy ten złodziej krzyczy: „Łapać złodzieja”, żeby odwrócić od siebie uwagę.

Mam nieprzeparte wrażenie, że wszystko to, co jest czynione wokół przeszłości WSK PZL Mielec i jej długoletniego dyrektora, Tadeusza Ryczaja służy jednemu: odwróceniu uwagi od faktu, że to właśnie za Solidarności i jej następców z kręgu opozycji WSK PZL Mielec zaczęła się pogrążać i w końcu upadła.

A jest to tym ważniejsze, jeśli się uświadomi, że odbudowa przemysłu mieleckiego po rewolucji Solidarności także nie była zrobiona przez Solidarność, tylko przed dwóch ”komuchów”, zakładających i kierujących Specjalną Strefą Ekonomiczną.
Co więc zrobiła dla Mielca Solidarność?
Wyzwoliła Mielec z jarzma komunizmu! A poprzedzili ją swą walką żołnierze wyklęci.

A że jakieś komuchy odbudowały potęgę przemysłową Mielca? Na nich też przyjdzie czas.


PS. Drugi po panu Zalotyńskim rzochowianin (od miasta Rzochów), pan Mariusz Mazur dał mi znać, że wystąpił do IPN z zapytaniem, czy można nadać mieleckiej ulicy nazwę Tadeusza Ryczaja. Otrzymał pismo, w którym przytoczono zapis ustawy z dnia1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomnik.
Wynika z niego tyle tylko, że o tym, czy pan Tadeusz Ryczaj symbolizuje komunizm, będzie decydowała wojewoda po uzyskaniu opinii IPN, jeśli o taką opinię poprosi. I na pewno nie będzie o tym decydował pan Mazur.
Ja wierzę, że pani wojewoda ma o wiele więcej rozsądku niż pan Mazur i pan Zalotyński, i nigdy o taką opinię nie poprosi, jeśli Rada Miasta Mielca rondu nada imię Tadeusza Ryczaja.

A co do Rzochowa, z którego pochodzą lub mieszkają najwięksi przeciwnicy Tadeusza Ryczaja to przypomnę mielczanom, że to takie dawne miasto, które nie chciało pożyczyć miastu Mielec szubienicy dla wykonania wyroku, bo jak stwierdzili jego rajcy, ta szubienica jest dla nas i dla naszych synów. Amen.

Dodaję jeszcze dwa fragmenty książki Pana Henryka Bronowickiego. Otrzymałem je już po napisaniu powyższego felietonu, ale koniecznie je należy do tego felietonu dołączyć. Pokazują w skrócie sylwetki i to co się działo za panowania dwóch pierwszych solidarnościowych dyrektorów, pana Szymańskiego i pana Żmudy. Z fragmentem powyżej o Irydzie daje to obraz sytuacji, która musiała skończyć się katastrofą. Może zaplanowaną, a może to zwykłe nieudacznictwo.

1. Fragment z książki ,,Pilot doświadczalny" Henryk Bronowicki.......W 1989 z przedsiębiorstwem musiał się pożegnać po 23 latach pracy dyrektor naczelny mgr Tadeusz Ryczaj. Nastał czas ekip solidarnościowych. Jego następcą został kierownik mało znanego działu (pakowanie silników do wysyłki) Jan Szymański. Na najwyższe stanowiska awansował z tego samego co on stopnia fabrycznej drabiny zawodowej i tak samo jak on niezadowolonych z poprzednich rządów. Wiedza, która wystarczyła , by zajmować stanowisko kierownicze , nie wystarczyła na stanowisku dyrektorskim. Nowy dyrektor generalny przez zakładowy radiowęzeł wygłosił swoje expose, w którym przedstawił zasady zarządzania przedsiębiorstwem w którym pracowało ponad 20 tysięcy pracowników. Poinformował nas , że ,,w zarządzaniu zakładem będę kierował się zasadami Pisma Świętego", co było dla nas sporym zaskoczeniem i wywołało wiele dyskusji. Pózniej okazało się , że ów dyrektor był zaangażowanym działaczem Klubu Inteligencji Katolickiej......W czasie panowania nowego zarządu w ciągu dwóch lat zwolniono na samym początku ponad 400 specjalistów zajmujących kierownicze stanowiska nie zastanawiając cię nad ich przydatnością dla zakładu i 4737 innych pracowników.....Po odwołaniu ze stanowiska dyrektora generalnego, były już dyrektor zajął się prywatnym biznesem. Zatrudnił czterech pracowników, którzy szyli

2. Fragment z książki ,,Pilot doświadczalny" Henryk Bronowicki.....W 1991 został powołany zarządca komisaryczny . Stanowisko to objął młody inżynier Stanisław Żmuda, który skończył studia na Węgrzech i przez kilka lat tam pracował. Nie znał nawet topografi zakładu w którym znalazł się po raz pierwszy. Oczywiście cały poprzedni zarząd został odwołany. Nowy z kolei odwołał poprzednio mianowanych dyrektorów i różnych kierowników, obsadzając te stanowiska - jak się wówczas mówiło - ,,drugim garniturem solidarności" Zarządca komisaryczny podczas wizyty na Ukrainie w Kijowskich Zakładach Antonowa, które przez prawie 40 lat były partnerem mieleckiego przedsiębiorstwa, oświadczył Ukraińcom,że nie będzie handlować z komunistami. Po tej wypowiedzi natychmiast zawieszono rozliczenia między zakładami, pozostawiając wiele istotnych kwestii prawnych nierozwiązanych. Brakowało pieniędzy na comiesięczną wypłatę. Odbywały się wielotysięczne wiece pracowników, organizowano różne formy strajków. Do zakładu przyjeżdżali przedstawiciele rządu z Warszawy. Szczególnie zapamiętano panią minister przemysłu w rządzie Premiera Jana Bieleckiego , panią Henrykę Bochniarz, która po przemówieniu do wiecującej kilkutysięcznej załogi na koniec zadała retoryczne pytanie : ,,A czy wy musicie robić samoloty? Może zaczęlibyście produkować igły"Podczas dwuletniej działalności zarządcy komisarycznego zwolniono 3001 pracowników. W sumie w ciągu czterech lat ubyło ich z zakładu 7738. Zarządce komisarycznego po jego odwołaniu ze stanowiska , spotkałem rok póżniej w 1994 w Stanach Zjednoczonych , w przedstawicielstwie WSK-Mielec w Snithfield. Zajmował się dystrybucją i serwisem wózków golfowych Melex oraz montażem i serwisem samolotów M-18 Dromader. Zatrudniony był jako szeregowy serwisant - jeździł w teren, by dokonywać różnych napraw......

Powoli poznamy prawdziwą historię upadku WSK PZL Mielec

9 komentarzy:

  1. Miałem przyjemność współpracować z dyr. Ryczajem który korzystał z naszej pomocy jako Biura Konstrukcyjnego szczególnie przy uzgadnianiu i podpisywaniu Warunków Technicznych do Umowy. To był doświadczony i ceniony przez wszystkich partner w rozmowach negocjacyjnych. Pamiętam dyskusję jak się mówiło, po co bierzemy licencję Laylanda, na układzie calowym, gdzie zajdzie konieczność wymiany narzędzi i urządzeń pomiarowych, kiedy produkujemy samoloty. On wyjaśniał, mamy wolne moce produkcyjne, zamiast zwalniać ludzi, jedź dyr. Tkaczyk i załatw sprawę. Oj wiele takich spraw było. Dziennie dziesiątki autobusów dowoziły pracowników z najdalszych wiosek do pracy, tyle było pracy że i po godz. ludzie pracowali. Nowa Władza WSK liczyła (tak wynikało z rozmów), że wystarczy tylko przychodzić do pracy, a wszystko będzie się toczyć dalej, normalnie. Pamiętam sznur samochodów przed bramą WSK czekających na wjazd na Zakład, gdzie można było kupić wybraną obrabiarkę po cenie złomu, mówiło się, że nowe jeszcze nie zamontowane obrabiarki sterowane numerycznie szły z magazynu po cenie złomu? czy tego nikt już nie pamięta?. To przykre że teraz jest taka dyskusja. Żeby kogoś oceniać trzeba go wpierw dobrze poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to we wszystkim się z Panem zgadzam. Pozdrawiam Pana

      Usuń
    2. Jan Szymański nie pakował żadnych silników ,to bzdura.Jan Szymański był kierownikiem działu aparatury wtryskowej,silnika Leyland.Współpracował z hamownią doświadczalną OBR.której kierownikiem był mgr.inż.Stanisław Duszkiewicz.Na hamowni były przeprowadzane badania doboru aparatury wtryskowej pod nadzorem J.Szymańskiego.Pan Szymański ma kilka wydań technicznych i patentów na temat aparatury wtryskowej.To nie jakiś pakowacz silników, z mało znanego działu.Miłego dnia.

      Usuń
    3. Jan Szymański nie pakował żadnych silników ,to bzdura.Jan Szymański był kierownikiem działu aparatury wtryskowej,silnika Leyland.Współpracował z hamownią doświadczalną OBR.której kierownikiem był mgr.inż.Stanisław Duszkiewicz.Na hamowni były przeprowadzane badania doboru aparatury wtryskowej pod nadzorem J.Szymańskiego.Pan Szymański ma kilka wydań technicznych i patentów na temat aparatury wtryskowej.To nie jakiś pakowacz silników, z mało znanego działu.Miłego dnia.

      Usuń
  2. Doskonale pamiętam ten czas, kiedy stery w WSK przejął p. Szymański i tą jego deklarację religijną w zakładowym radiowęźle...Co było potem - wiadomo. Niestety, spiskowanie w salce katechetycznej na plebanii to za mało, żeby zarządzać tak dużym zakładem.

    OdpowiedzUsuń
  3. 3.01.2016 Fakty i kontrowersje na temat samolotu Iryda
    http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2016/01/fakty-i-kontrowersje-o-samolocie-iryda.html

    6.01.2016 O Irydzie ciąg dalszy
    http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2016/01/o-irydzie-ciag-dalszy.html

    9.01.2016 Niszczenie przemysłu lotniczego
    http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2016/01/iryda-i-niszczenie-przemysu-lotniczego.html

    14.05.2016 Niszczenie przemysłu lotniczego (temat wygłoszony w klubie lotników)
    http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2016/05/niszczenie-przemysu-lotniczego.html

    14.05.2017 Tragedia niszczenia samolotu Iryda oczami konstruktora
    http://cowiemechanikolotnictwie.blogspot.com/2017/05/tragedia-samolotu-iryda-oczami.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo, zapoznam się z materiałami

      Usuń

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...