Felieton z 2014 roku
Jak
powiedział Donald Tusk, składając kolejną obietnicę, niedługo, bo już w roku
2022, Polska znajdzie się w pierwszej dwudziestce państw świata o największym
PKB.
Wiedziony
ciekawością, jakież to gruszki na wierzbie tym razem nam premier obiecuje,
poszukałem w Internecie i stwierdziłem, że może jednak mówi prawdę. Mamy
rzeczywiście wielką szansę być w pierwszej dwudziestce państw o najwyższym PKB,
z jednego prostego powodu – otóż w roku 2012 byliśmy na miejscu 21. Wystarczy
tylko wyprzedzić Tajwan, który był na miejscu dwudziestym, co może będzie dość
trudne, ale jakby tak został częścią Chin do tego czasu, to kto wie.
Dobrze
jest przy tym wiedzieć, że w 2012 roku wyprzedzaliśmywe wzmiankowanej
konkurencji takie kraje, jak Holandia (miejsce 23), Belgia (32), Szwecja (34),
Szwajcaria (35), Austria (36) czy Norwegia (42). Nie zapytam czytelników, czy
woleliby mieszkać w kraju dwudziestym w rankingu czy może jednak w Norwegii.
Jarosław
Gowin obiecał niedawno, że chciałby, by w roku 2020 Polska
znalazła się w pierwszej dziesiątce na świecie, jeżeli chodzi o wolność
gospodarczą. „Te zmiany można przeprowadzić bezkosztowo – naprawiając prawo,
upraszczając system podatkowy, a w
przyszłości ograniczając podatki i koszty pracy” - uważa Gowin.
Obietnice
Gowina w porównaniu do obietnic pana Premiera brzmią mało atrakcyjnie, nawet
jak są o wiele bardziej realne. Bo co szaremu Kowalskiemu z większej wolności
gospodarczej, jak on tylko patrzy, by przepracować swoje osiem godzin, a potem
odejść na spokojną, zasłużoną emeryturę, wypłacaną od jak najmłodszych lat do
późnej starości.
Wydawać by
się mogło, że ta oferta adresowana jest jedynie do przedsiębiorców, do ludzi,
którzy swoim intelektem, swoim sprytem, ale i swoją wielką pracowitością,
wypracowują środki umożliwiające im dostatnie (lub jakie takie ) życie,
utrzymując jednocześnie z coraz większych, płaconych państwu podatków 1,89
miliona urzędników i pracowników budżetowych oraz ponad 10 milionów emerytów.
Czy aby na
pewno tylko do przedsiębiorców? Czy nie jest także skierowana do tych milionów
ludzi, czasami nędznie zarabiających, ale mających tę wspólną cechę, że nie są
finansowani z podatków?
Czy nie jest
skierowana do tej części społeczeństwa, która swoją pracą utrzymuje tę armię 1,89 mln budżetowych ludzi, przecież
nie powiem, że nie potrzebnych, bo Bóg by mnie skarał, ale czy nie nazbyt
licznych i może zbyt dobrze - na koszt na nich zarabiających -wynagradzanych?
Sektor
publiczny w roku 2012 pochłonął kwotę 88 mld złotych, by sfinansować pensje
ponad 1,89 miliona ludzi w nim zatrudnionych, w tym na administrację
samorządową 16 mld zł. Przy czym należy wiedzieć, że urzędnicy zarabiali
przeciętnie 4395 zł, podczas gdy średnia pensja w prywatnym sektorze to 3522
zł. W tym roku, pomimo zapowiadanych przez premiera oszczędności, administracja
rządowa wypłaciła sobie 100 milionów złotych nagród. A administracja lokalna?
Na emerytury
i renty trzeba było wydać ponad 200 mld zł, w tym 15 mld na emerytury resortowe
i 15 mld na emerytury rolnicze, czyli dla ludzi, którzy na emerytury albo się
nie składają, albo płaca symbolicznie.
Podobnie
należało sfinansować świadczenia zdrowotne dla tych, którzy na te świadczenia
nie płacą, a to znowu miliony osób.
I trzeba
mieć świadomość, że na wszystko to łożą w znakomitej mierze ci, którzy nie
pracują w budżetówce. Bo tylko oni zarabiają pieniądze, kiedy inni je tylko wydają.
Powie ktoś:
urzędnik także płaci podatki bezpośrednie, czyli PIT. Tak, płaci. Ale płaci
drugi raz tym, co wcześniej zarobi sektor prywatny.
Te podatki,
które przed momentem dano budżetowym pracownikom jako składową ich pensji,
zabiera się z powrotem do puli podatków. Urzędnicy skarbowi mają pracę i musi
ich być więcej, i oni też zarabiają w ten sam sposób. A czyż nie lepiej płacić
budżetowym od razu płacę netto? Ileż mniej ludzi przy zbieraniu takich podatków
by pracowało? A może nie o to chodzi?
Albo
wprowadzić powszechnie podatek liniowy i także podatki tych naprawdę
zarabiających na budżet państwa, czyli nie budżetowych, odprowadzać przez
pracodawców? Znowu o ile mniej urzędników by potrzeba było do liczenia nie
swoich pieniędzy? I pewnie zwolnienia urzędników skompensowały by ubytek
podatków. Ale czy o to chodzi?
A wszyscy obywatele
równo płaciliby tylko podatki pośrednie (np. VAT, akcyza) który sami by sobie
regulowali, czyniąc zakupy.
Pensjami w
sektorze publicznym i brakiem w nim oszczędności obciążeni będą w przyszłości,
i to nie odległej, młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy, osoby aktywne
zawodowo. To oni zapłacą za brak oszczędności, za pensje urzędników.
Ze względu
na atrakcyjność wynagrodzeń, posady w sektorze publicznym stają się „walutą
polityczną”, środkiem do zdobywania elektoratu i budowania wpływów
politycznych. Widzimy to w każdej z gmin, mieleckich nie wyłączając.
Według
Gowina przeszkodą na drodze do wprowadzenia tych zmian są „trzy lewice”, które
według niego zdominowały polską scenę polityczną. To lewica
"ideologiczna" Leszka Millera, "populistyczna" Jarosława
Kaczyńskiego i "biurokratyczna" Donalda Tuska.
Zmierzamy
szybkimi krokami do socjalizmu. Do socjalizmu dla tych bogatszych. Dla tych,
którzy mają pewność zatrudnienia, którzy będą mieli niezłe emerytury, którzy
mają liczne przywileje socjalne i związkowe.
A wszystko
to kosztem przedsiębiorców, tej soli naszej ziemi, aletakże biednych i ciężko
pracujących ludzi, wpędzonych w pierwotny często kapitalizm, ludzi nie
budżetowych, ludzi nie mających stałej pracy, nie mających nadziei na jakąś
sensowną emeryturę, ludzi bez przywilejów.
Zresztą
jeśli chodzi o emerytury, to prof. Iglicka z Polski razem Jarosława Gowina
zapowiedziała na rok 2022 bankructwo ZUS – u. Będziemy w tej nobilitującej
dwudziestce krajów bez ZUS – u? Jak to
tak?
Po drodze
jeszcze zabierze się i wyda na aktualne potrzeby ZUS –u 150 mld złotych, opodatkuje
młodych ludzi, pracujących na tzw. umowach śmieciowych, i te pieniądze też się
wyda na bieżące emerytury i pensje urzędników.
Po nas
choćby potop?
Raczej po
nich. My, przedsiębiorcy i kierujący prywatnymi biznesami, musimy powstrzymać to socjalistyczne
szaleństwo, oferowane bogatszym Polakom przez te trzy, a raczej cztery partie.
Za chwilę będzie za późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz