Felieton z roku 2012
Temat stary jak suma peerelu i
trzeciej rzeczypospolitej. Od jakiś sześćdziesięciu lat wraca co jakiś czas -
jakby chciała zapełnić rosnące dziury w pamięci - sprawa żydowska. Dzisiaj
poszedłem do Domu Kultury popatrzeć na zdjęcia ukazujące trzy ostatnie lata
istnienia społeczności żydowskiej naszego miasta.
Wydawało mi się, że już sporo
wiem na ten temat, a okazało się, że moja wiedza jest dalece niepełna. Przez
ostanie parę lat napisałem na ten temat kilka felietonów. Poruszały one głównie
temat braku szacunku dla pamięci tych ludzi, którzy kiedyś żyli w naszym
mieście, a teraz zostały po nich jedynie cmentarze, których stan świadczy źle o
społeczności dzisiejszego Mielca. I niestety nie pozostała pamięć. Nie ma jej,
bo nikt prawie jej nie podtrzymuje, nikt o nią prawie nie dba. Pan Wanatowicz
jest jednym z niewielu sprawiedliwych, jednym z niewielu mówiących na ten
temat, zbierających okruchy pamięci w większą całość. I to z jego zbiorami
możemy się zapoznać w Domu Kultury.
My, mielczanie, którzy potrafimy
uszanować pamięć żołnierzy radzieckich, leżących przy ulicy Wolności na swoim
cmentarzu, nie potrafimy uczcić pamięci naszych sąsiadów, którzy żyli w tym
mieście od kilkuset lat i budowali go razem z Polakami.
Apele do władz miasta nie
skutkują zupełnie. Pomyślałem, że prawdopodobnie władze– wybierane przez
mielczan – znają opinię swoich wyborców i ich stosunek do sprawy żydowskiej, i
powodowanie obawą o powtórny wybór podejmują decyzje, jakie podejmują. To
znaczy nie podejmują żadnych decyzji. Leżący w środku miasta stary cmentarz
żydowski przypomina wielkie zbiorowisko chaszczy, badyli, krzaków i byle jakich
drzewek i śmieci.Trudno się nawet domyślić – bo jeszcze trudniej zobaczyć – że
gdzieś z drugiej strony, zasłonięty jakby ze wstydu krzakami, stoi kamienny
obelisk kogoś pewnie upamiętniający.
Macewy, którymi Niemcy
wybrukowali mielecki rynek, odnalezione przy okazji jego remontu, złożono i chyba
nadal tam sobie leżą. I pewnie to już tak zostanie na wieki wieków. Aż może
kiedyś, za wiele lat, ktoś znowu wpadnie na pomysł, że przecież na takim placu,
nieużywanym, położonym w środku miasta,
można by coś wybudować, jak kiedyś budynek poczty.
A może jednak się mylę i to nie
opinia większości mielczan jest tu decydująca?
Oglądając wystawę dowiedziałem
się, że na miejscu, w którym dzisiaj stoi budynek starego technikum
mechanicznego (a obecnie Inkubator Technologiczny), był kiedyś obóz dla Żydów,
którzy pracowali w ówczesnych zakładach lotniczych. Po tym obozie została jedynie
brama, obok której przechodziłem tysiące razy i nie wiedziałem, że przechodzę
obok żelbetonowego świadka zagłady mieleckich Żydów. Teraz, po remoncie budynku
i likwidacji części płotu, brama ta, mająca po bokach dość charakterystyczne
żelbetonowe filary, jest szczególnie
widoczna. W innych miastach dbają o mniej istotne pamiątki - zabytki. U nas jakoś nie za bardzo.
Nie wiem, czyją ta brama jest
obecnie własnością. Wiem, że przez kilkanaście lat była – tak jak cały płot
- własnością Agencji Rozwoju Przemysłu. Aż
się prosi, by ją wyremontować i umieścić na niej stosowną tablicę.
Zwracam się tą drogą z apelem do
Dyrektora Oddziału ARP o przeznaczenie na ten cel kilku tysięcy złotych. Myślę,
że z tych wielkich pieniędzy, jakie spółka zarobiła w Mielcu, godzi się dać na
szczytne przecież przedsięwzięcie taką niewielką kwotę. Zwraca się także z podobnym apelem do Prezesa
Zakładów Lotniczych. Ci Żydzi pracowali przecież także na rzecz tego zakładu,
który teraz jest Pana zakładem.
Jest co prawda wewnątrz strefy ekonomicznej,
przy lotnisku, jakiś kamień upamiętniający pomordowanych. Mało kto wie jednak
gdzie. A ta brama jest przy głównej ulicy (Wojska Polskiego) i stanowi już sama
z siebie doskonały materiał na pomnik. Tylko trochę chęci.
I jeszcze jedna uwaga i postulat.
Od lat pamięć o zbrodniach Niemców jest relatywizowana, zarówno w samych
Niemczech jak i szczególnie wśród amerykańskich Żydów. Nigdzie się już nie mówi
i nie pisze, że zbrodni dokonali Niemcy, ba, nawet że dokonali jej niemieccy
naziści. Pozostali w przekazie sami naziści, a wiadomo, że naziści mogą być w
różnych krajach, także w Polsce. To bardzo niebezpieczna tendencja, z którą
musimy walczyć. Na żydowskim cmentarzu przy ulicy Świerkowej na Borku Niskim,
na tablicy ustawionej przez jakąś żydowską rodzinę, tak właśnie napisano -
„pomordowani przez nazistów”. Zupełnie inaczej niż na obelisku, postawionym
kiedyś, jeszcze za komuny, gdzie mówi się o hitlerowskich zbrodniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz