Jak powziąłem wiadomość, że mamy mieć w Polsce dwa, a nawet
trzy ministerstwa od czegoś, co kiedyś całe było środowiskiem, a co teraz
podzielono na trzy i przyznano po kawałku trzem frakcjom prawicy pisowskiej, to
parsknąłem śmiechem.
Bo oto powstaje w naszym zatrutym smogiem kraju Ministerstwo
Klimatu, Ministerstwo Środowiska, a nadzór nad mającymi największy wpływ na
klimat i środowisko kopalniami i elektrowniami przekazano Ministerstwu Aktywów
Państwowych.
Na naszych oczach życie zastępuje kabaret. Teraz jedni panowie
ministrowie będą udowadniali swoją wyższość nad drugimi panami ministrami w
trosce o środowisko, w którym żyjemy. Jak kiedyś Stanisławski dowodził o
wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy.
Pan minister od klimatu, a przy okazji też od Grety
Thunberg, będzie miał w kompetencji „klimat,
udział OZE w miksie energetycznym i obniżenie emisji CO2, smog, program „Czyste
Powietrze” i „Mój Prąd”, gospodarkę odpadami i zarządzanie Narodowym Funduszem
Ochrony Środowiska”.
Zadaję sobie pytanie, do kogóż będą mogli „uderzyć”
mielczanie ze swoimi ewentualnymi problemami ze skażonym powietrzem. Czy do
ministra od klimatu, czy do ziobrowskiego ministra od środowiska.
Sądząc po przydziale kompetencji dla Ministerstwa
Środowiska, które ma odpowiadać za nadzór
nad Lasami Państwowymi, łowiectwem, parkami narodowymi, ochroną przyrody,
edukację ekologiczną i kopalinami, to chyba do Ministerstwa klimatu.
A do kogoś trzeba będzie. Bo jak dzisiaj wyszedłem rano
przed dom, a mieszkam w kompleksie szeregówek, które tworzą swoisty „wąwóz”
ciągnący się ze wschodu na zachód, i wciągnąłem do płuc powietrze, to już dawno
takiego smrodu w nim nie było. I nie był to smród z Kronospanu, który naprawdę
rzadko czuję, kilka razy w roku, ale smród sąsiadów, moich i z Szafera, palących węglem.
To był prawdziwy „syf”.
Ja wiem, że bluźnię przeciwko wyznawcom mieleckiej religii
antykronospanowej, której jedna z wyznawczyń niedawno skrytykowała mój felieton
o prawach ludzi palących węglem do krytykowania Kronospanu, słowami: „patrz
tylko, kto to napisał”, ale naprawdę mi to lata.
Do takiego kościoła nie przynależę jak zresztą do żadnego
„zielonego” kościoła, co nie znaczy, ze sprawy środowiska są mi obojętne. Bo
nie są.
I nawet jak popieram, prezydenta Wiśniewskiego w jego
zamiarach wycięcia tysiąca drzew w miejskim lesie, bo chciałbym mieć wreszcie
park z prawdziwego zdarzenia, to nie przejmuję się biadoleniem i potwarzami
rzucanymi na mnie przez miłośników wszystkiego co żywe, a szczególnie co
zielone, bo skądinąd wiem, że znakomita większość z obrońców mieleckich drzew „publicznych”
nie zasadzi na swojej działce nic innego, niż trująca tuja, bo z tują nie ma
kłopotu, a z lipą czy brzozą jest jak diabli. I trzeba jesienią grabić liście.
A ja nasadziłem na swojej działce wiele drzew i jesienią
zgrabiam jednorazowo ponad 20 worków liści. A tujowate systematycznie
eksterminuję, bo też kiedyś uległem ich urokowi, ale to i nie polskie, i
trujące.
W świetle powyższego rozdania stanowisk w „klimacie” i
„ochronie środowiska” zastanawiam się, pod kogo będą podlegały chomiki, które
próbują zablokować budowę trasy S7 koło Krakowa – do ministra klimatu czy
ministra ochrony środowiska, skoro akurat lasu brak? I czy przy budowie dróg ostatecznie
ważniejsze będzie zdanie ministra klimatu, który odpowiada za smog, czy
minister środowiska, który akurat może będzie odpowiadał za chomiki łażące pod
droga i różne motylki, latające nad drogą, a ma je chronić dla dobra przyszłych
pokoleń chomików i motylków.
Gdyby nie to, że zupełnie przestałem szanować organizację zwaną Grenpeace
Polska, to zdanie jej prezesa, że powyżej przedstawione zmiany w zarządzaniu środowiskiem
to zapowiedź kompletnego chaosu, przyjąłbym za swoją. A tak to tylko sam z
siebie uważam, że czeka nas kompletny chaos z ochroną środowiska.
Zresztą w każdej sprawie staram się mieć własne zdanie i – na ile to
możliwe i starcza mi wiedzy – nie ulegać podszeptom medialnym. Także w sprawach
mieleckiego smrodu.
Bo i tu, jak wszędzie, potrzebny jest rozsądek.
Przyjęcie założenia, że najpierw walczy się z Kronospanem, bo to największy
jednostkowo truciciel, zaniedbując, ba, patrząc przez palce na trującego
sąsiada, to nie jest dobra taktyka.
Może potrzeba działań radykalnych, ale nie takich, jak wychodzenie na ulicę
przeciwko Kronospanowi. Potrzebne są działania takie, jak to zrobił Kraków,
który zakazał palić węglem. Że nie da się tego zrobić z roku na rok? Może i
nie. Ale obawiam się, że w Mielcu wcale się nie da. Zbyt wielki byłby opór
społeczny, a radni chcą być ponownie wybrani.
Swoją drogą, jakby podział ministerialny spróbować przenieść do Mielca, to
co byłoby dla nas ważniejsze: klimat czy środowisko? Chyba środowisko. Bo to
jest tu i teraz. A wpływ na klimat mamy odległy. Więc naszym mieleckim „zielonym”
i wszystkim mielczanom bliżej winno być do ministra od pana Ziobry. Tyle tylko,
że za smog odpowiada minister od Kaczyńskiego.
Ale ten świat jest skomplikowany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz