wtorek, 26 listopada 2019

Wojna klimatu ze środowiskiem


Jak powziąłem wiadomość, że mamy mieć w Polsce dwa, a nawet trzy ministerstwa od czegoś, co kiedyś całe było środowiskiem, a co teraz podzielono na trzy i przyznano po kawałku trzem frakcjom prawicy pisowskiej, to parsknąłem śmiechem.

Bo oto powstaje w naszym zatrutym smogiem kraju Ministerstwo Klimatu, Ministerstwo Środowiska, a nadzór nad mającymi największy wpływ na klimat i środowisko kopalniami i elektrowniami przekazano Ministerstwu Aktywów Państwowych.

Na naszych oczach życie zastępuje kabaret. Teraz jedni panowie ministrowie będą udowadniali swoją wyższość nad drugimi panami ministrami w trosce o środowisko, w którym żyjemy. Jak kiedyś Stanisławski dowodził o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy.
Pan minister od klimatu, a przy okazji też od Grety Thunberg, będzie miał w kompetencji „klimat, udział OZE w miksie energetycznym i obniżenie emisji CO2, smog, program „Czyste Powietrze” i „Mój Prąd”, gospodarkę odpadami i zarządzanie Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska”.

Zadaję sobie pytanie, do kogóż będą mogli „uderzyć” mielczanie ze swoimi ewentualnymi problemami ze skażonym powietrzem. Czy do ministra od klimatu, czy do ziobrowskiego ministra od środowiska.

Sądząc po przydziale kompetencji dla Ministerstwa Środowiska, które ma odpowiadać za nadzór nad Lasami Państwowymi, łowiectwem, parkami narodowymi, ochroną przyrody, edukację ekologiczną i kopalinami, to chyba do Ministerstwa klimatu.

A do kogoś trzeba będzie. Bo jak dzisiaj wyszedłem rano przed dom, a mieszkam w kompleksie szeregówek, które tworzą swoisty „wąwóz” ciągnący się ze wschodu na zachód, i wciągnąłem do płuc powietrze, to już dawno takiego smrodu w nim nie było. I nie był to smród z Kronospanu, który naprawdę rzadko czuję, kilka razy w roku, ale smród sąsiadów, moich i z Szafera,  palących węglem.
To był prawdziwy „syf”.

Ja wiem, że bluźnię przeciwko wyznawcom mieleckiej religii antykronospanowej, której jedna z wyznawczyń niedawno skrytykowała mój felieton o prawach ludzi palących węglem do krytykowania Kronospanu, słowami: „patrz tylko, kto to napisał”, ale naprawdę mi to lata.
Do takiego kościoła nie przynależę jak zresztą do żadnego „zielonego” kościoła, co nie znaczy, ze sprawy środowiska są mi obojętne. Bo nie są.

I nawet jak popieram, prezydenta Wiśniewskiego w jego zamiarach wycięcia tysiąca drzew w miejskim lesie, bo chciałbym mieć wreszcie park z prawdziwego zdarzenia, to nie przejmuję się biadoleniem i potwarzami rzucanymi na mnie przez miłośników wszystkiego co żywe, a szczególnie co zielone, bo skądinąd wiem, że znakomita większość z obrońców mieleckich drzew „publicznych” nie zasadzi na swojej działce nic innego, niż trująca tuja, bo z tują nie ma kłopotu, a z lipą czy brzozą jest jak diabli. I trzeba jesienią grabić liście.
A ja nasadziłem na swojej działce wiele drzew i jesienią zgrabiam jednorazowo ponad 20 worków liści. A tujowate systematycznie eksterminuję, bo też kiedyś uległem ich urokowi, ale to i nie polskie, i trujące.

W świetle powyższego rozdania stanowisk w „klimacie” i „ochronie środowiska” zastanawiam się, pod kogo będą podlegały chomiki, które próbują zablokować budowę trasy S7 koło Krakowa – do ministra klimatu czy ministra ochrony środowiska, skoro akurat lasu brak? I czy przy budowie dróg ostatecznie ważniejsze będzie zdanie ministra klimatu, który odpowiada za smog, czy minister środowiska, który akurat może będzie odpowiadał za chomiki łażące pod droga i różne motylki, latające nad drogą, a ma je chronić dla dobra przyszłych pokoleń chomików i motylków.

Gdyby nie to, że zupełnie przestałem szanować organizację zwaną Grenpeace Polska, to zdanie jej prezesa, że powyżej przedstawione zmiany w zarządzaniu środowiskiem to zapowiedź kompletnego chaosu, przyjąłbym za swoją. A tak to tylko sam z siebie uważam, że czeka nas kompletny chaos z ochroną środowiska. 
Zresztą w każdej sprawie staram się mieć własne zdanie i – na ile to możliwe i starcza mi wiedzy – nie ulegać podszeptom medialnym. Także w sprawach mieleckiego smrodu.
Bo i tu, jak wszędzie, potrzebny jest rozsądek.
Przyjęcie założenia, że najpierw walczy się z Kronospanem, bo to największy jednostkowo truciciel, zaniedbując, ba, patrząc przez palce na trującego sąsiada, to nie jest dobra taktyka.

Może potrzeba działań radykalnych, ale nie takich, jak wychodzenie na ulicę przeciwko Kronospanowi. Potrzebne są działania takie, jak to zrobił Kraków, który zakazał palić węglem. Że nie da się tego zrobić z roku na rok? Może i nie. Ale obawiam się, że w Mielcu wcale się nie da. Zbyt wielki byłby opór społeczny, a radni chcą być ponownie wybrani.

Swoją drogą, jakby podział ministerialny spróbować przenieść do Mielca, to co byłoby dla nas ważniejsze: klimat czy środowisko? Chyba środowisko. Bo to jest tu i teraz. A wpływ na klimat mamy odległy. Więc naszym mieleckim „zielonym” i wszystkim mielczanom bliżej winno być do ministra od pana Ziobry. Tyle tylko, że za smog odpowiada minister od Kaczyńskiego.
Ale ten świat jest skomplikowany!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komu odbija (się) na widok dyni i dlaczego

  Znowu w przełomie października i listopada mamy dwa święta zmarłych. Jedno oficjalne, obchodzone przez wszystkich Polaków, wierzących ...