czwartek, 28 listopada 2019

Popieram budowę pomnika „żołnierzy wyklętych” w Mielcu.


Kończę właśnie czytać książkę „Wołyń zdradzony: czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA” Piotra Zychowicza i jestem porażony jej wymową.

I nawet nie chodzi mi o (nieliczne na szczęście w tej książce) opisy rzezi, jakie Ukraińcy zgotowali Polakom. Te jakbym już znał z innych źródeł.
Jestem natomiast wstrząśnięty wiedzą, którą posiadłem, czytając książkę, na temat działania Armii Krajowej i przebiegu tzw. Akcji Burza

Główny zarzut pod adresem AK, że jakoby cała wojnę stała z „bronią u nogi” już słyszałem i czytałem wielokrotnie wcześniej w różnych miejscach, ale nie traktowałem go jako coś bardzo obciążającego tę formację. Przecież coś tam działali, jakieś napady na banki robili, jakieś potyczki z Niemcami mieli, wydawali wyroki na zdrajców i szmalcowników, zrobili zamach na Kutscherę, wiele innych.  No i zorganizowali całą strukturę Państwa Podziemnego, a może raczej byli jego zbrojnym ramieniem.

Ale nade wszystko czekali na te mityczną „Akcję Burza”, która rzekomo miała odmienić losy Polski. Założenie generalne było takie, że będzie ona skierowana przeciwko Niemcom, kiedy ci, pod naporem milionów Rosjan, będą cofali się na zachód i gdy wreszcie front „przyjdzie” na ziemie polskie, podziemie akowskie zbrojnie uderzy na Niemców.

Słabość pomysłu była w tym, że wtedy tuż obok będą miliony sowieckich sołdatów. Pomysł przywódców Państwa Podziemnego na ten moment był taki, ze w chwili pojawienia się Rosjan należy wszystkie siły zbrojne AK, jak też kierownictwo lokalnych struktur państwa podziemnego, ujawnić Rosjanom, by pokazać: jesteśmy tu, byliśmy całą wojnę, jesteśmy silni i musicie się z nami liczyć. To znaczy, musicie przystać na nasze warunki, choćby w kwestii powrotu do Polaki Wołynia i wszystkich ziem na wschód od Buga.

Wydaje się na dzisiaj, że nikt pewnie w kierownictwie Państwa Podziemnego nie pomyślał, że Rosjanie (już po konferencji w Teheranie, gdzie przyznano im cały wschód), zupełnie z opinią AK nie będą się liczyli. Tak się też stało.

Dobitnie i jako pierwsze objawiło się to na Wołyniu.
Przez cały rok 1943, kiedy ukraińscy rezuni z UPA i ukraińska chłoopska czerń, zarzynali Polaków, nie podołano pod broń ani jednego oddziału AK. Czekano wszak na „Akcję Burza”. Żeby było śmieszniej i tragiczniej, w tym strasznym czasie Polacy na Wołyniu mogli liczyć na pomoc wojsk i organów niemieckich, na pomoc polskich oddziałów, będących na służbie Niemców, czy to słynnego, a nieznanego ogółowi Polaków, batalionu 202, szkolonego przez SS w Pustkowie, czy tzw. niebieskich, formacji policyjnych, do których masowo wstępowali Wołyniacy, czy na pomoc Węgrów, służących w armii niemieckiej. Czy wreszcie, o zgrozo, choć przez niedługi czas, partyzantki sowieckiej.
Wtedy Niemcy, przeciwko którym miała wystąpić AK w Akcji Burza, byli sojusznikami wołyńskich Polaków.

Oczywiście kierownictwo podziemne zabraniało takich działań, jako niegodnych Polaka.
A gdy już Polacy, którym Niemcy tak czy inaczej dostarczyli broń, której nie dostarczyło im AK, mając broń zmagazynowaną na Akcję Burza,  zorganizowali się w tzw. samoobrony, gdy wreszcie pod koniec roku 1943 AK się obudziło, to przejęło dowodzenie tymi samoobronami.
I nie było by w tym nic strasznego, bo na dowódców samoobron przyszli doświadczeni oficerowie, gdyby nie fakt, że jak zaczęły się przygotowania do Akcji Burza i zaczęto formować na początki 1944 roku 27 Wołyńską Dywizję Piechoty AK, to nakazano uzbrojonym członkom samoobron wyruszyć ze swoich wsi, by dołączyć do formowanej Dywizji. I wioski znowu zostały bez obrony.

A że dowództwo krajowe nakazało ujawnienie całej struktury wojskowej i cywilnej Rosjanom, i że nakazało walczyć wraz z Rosjanami przeciwko Niemcom, to po pierwsze Niemcy przestali być sojusznikiem Polaków na Wołyniu, po drugie zadali 27 Dywizji wyjątkowo ciężkie straty, a po trzecie, Rosjanie kogo mogli to aresztowali lub w najlepszym razie wcielili do wojsk Berlinga. Smętne resztki 27 Dywizji przebiły się na Lubelszczyznę. Oczywiście znowu zostawili Wołyń samemu sobie.

I teraz do rzeczy. Za chwilę wojska sowieckie były na ziemi mieleckiej. Znowu było wezwanie do akcji Burza, do walki z Niemcami ramię w ramię z Rosjanami, do wyruszenia na pomoc Warszawie, którą ci kretyni, nasi przywódcy, w ramach Akcji Burza podpalili.

Jak to się kończyło? Wiemy. Kogo ruscy mieli aresztować i wywieźć, to aresztowali i wywieźli. Kogo mieli zastrzelić, to zastrzelili.
A wszystko to w dużej mierze na wskutek naiwności kierownictwa Państwa podziemnego, które nagle zapomniało, że z ziem wschodnich Sowieci wywieźli w latach 1939 – 1941 setki tysięcy osób, że dziesiątki tysięcy zabili, że walczyli z AK na wschodzie jak tylko mogli, że w końcu był Teheran.

Po przeczytaniu tej książki inaczej zacząłem patrzeć na tych straceńców, którzy nie poszli na układ z Rosjanami, tylko do końca walczyli. Tym razem już z Sowietami. Ja tego nie pochwalam, wtedy też bym nie pochwalał, tak jak całym sercem jestem przeciwko wywołaniu Powstania Warszawskiego. Bo to była walka bez szans na sukces. To było bezcelowe wykrwawianie się.
Ale sądzę, w świetle tego, jak skończyło państwo podziemne i sławetna Akcja Burza, że należy się tym ludziom cześć i chwała.
Nie przywódcom Państwa Podziemnego, nie przywódcom Armii Krajowej, chociaż oczywiście jej żołnierzom, ale nade wszystko tej garstce straceńców, którzy z różnych powodów, nie tylko stricte patriotycznych, choć takich było większość, poszli do lasu i walczyli.
Także potępianej Brygadzie Świętokrzyskiej,, która nie posłuchała rozkazów o faktycznej kapitulacji i wycofała się z Niemcami do strefy amerykańskiej.

Tylko krowa nie zmienia poglądów. Człowiek ma takie prawo. Szczególnie kiedy odkryje, ze okłamywano go przez lata. A tak było i jest z mitem o wspaniałym, Państwie podziemnym i wielkiej Armii Krajowej, których działalność przyniosła Polsce więcej szkody niż pożytku.
A na pewno skutecznie zaciemniła umysły Polaków.

Budujmy pomnik „Wyklętych” w Mielcu. Skończmy z wojną podjazdową przeciwko niemu i ludziom, którzy go budują. Sam byłem niechętny temu przedsięwzięciu, ale teraz popieram je z całych sił.


3 komentarze:

  1. Wszak ta rzeźba sama w sobie piękna jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe spostrzeżenia. To kupi pan cegielke na budowe pomnika? Bo ze słów ( choćby zgrabnych) niewiele wynika.

    OdpowiedzUsuń

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...