Po wakacjach wróciłem do mojego fitness klubu, nazywającego
się Joy, by się trochę poruszać i stwierdziłem, że ktoś w nim wszystko gruntownie
poprzestawiał. Niby wiedziałem, że jest remont, ale nie wiedziałem, że aż tak
daleko idący.
Na ścianach, zamiast pięknych, umięśnionych Afroamerykanów
znalazłem przedwojennych atletów, wyglądających dzisiaj trochę jak „stare
chłopy”, zamiast pięknych, umięśnionych – a jakże - kobiet, znalazłem też jakieś z minionej
epoki.
Piękna recepcjonistka niby była ta sama i jak zazwyczaj,
jako (chyba) najstarszemu klientowi siłowni, dała mi kluczyk do dużej szafki
(to taki przywilej dla dziadków, ale też dla wyjątkowo aktywnie i często
ćwiczących na siłowni młodzieńców), niby trenerzy byli też ci sami, ale cała
reszta tak gruntownie się pozmieniała, że przez chwilę nie mogłem odnaleźć sam
siebie.
Długo się rozglądałem, by odnaleźć przyrządy, na których do
tej pory ćwiczyłem. Część z nich znalazłem, część nie, albo stare były pozastępowane
przez jakieś mi obce, choć niby o podobnych funkcjach.
Bo z siłownią to jest tak, że się człowiek przyzwyczaja, i
do niej samej, do jej lokalizacji, a szczególnie do jej atmosfery, i do ludzi ludzie
w niej ćwiczących, ale także do pojedynczych, wybranych przyrządów, które się
szczególnie polubi. Przyrząd o tych samych z pozoru funkcjach w innej siłowni,
to już nie to samo, to coś, do czego trzeba się przyzwyczajać od nowa, jak do
nowej kobiety.
Gdy się jest od lat stałym bywalcem tej samej siłowni, to się
nabywa jakoś tak bezwiednie przywilej, że młode kobiety, z którymi wspólnie spędza
się tam czas, kłaniają się staremu dziadkowi, znanemu im w zasadzie tylko z
widzenia. Podobnie jest miło, kiedy młodzi „mięśniacy” witają się ze mną i już
chyba z odrobiną szacunku mówią, że „nieźle pan sobie radzi”. Że w pana wieku,
to ho ho.
Ale tak jest wtedy, gdy człowiek przyzwyczaja się do jednej
siłowni i gdy ta siłowania, całym swoim jestestwem, przyzwyczaja się do
człowieka.
Siłownia to choroba przewlekła i jak już ktoś się nią
zarazi, to naprawdę nie tak łatwo się z niej wyleczyć. Dodatkowo siłownia to
sposób, to lekarstwo na wszystkie inne choroby. Gdy z jakiś powodów nie chodzę ćwiczyć
przez dłuższą chwilę, zaczyna mnie wszystko boleć. Czuję każdy mięsień, każde
ścięgno, boli mnie operowane kolano, które mi już chciano wymienić na
sztuczne, kręgosłup krzyżowy, który
kiedyś wyleczył mi śp. pan Borek, i kręgosłup szyjny, który tak skutecznie
rozmasowywał mi pan Soboń.
A po siłowni wszystko znika.
Spływa na człowieka jakaś lekkość, jakby człowiekowi ubyło
kilogramów, a nade wszystko lat.
Jak przyszedłem do starej/nowej siłowni, która teraz nazywa
się już nie Joy ale Extreme, pomyślałem sobie, że tę nazwę jakby wzięto z
napisu, który mam na opasce noszonej od ponad trzech lat, bez chwili przerwy,
dzień i noc: Ten napis to: „Warto żyć ekstremalnie”.
Bo warto. Ekstremalnie na swoje możliwości. Ekstremalnie na
swoje potrzeby. Ekstremalnie na możliwości swojego zdrowia.
Powie koś: też odkrycie! Przecież Extreme w innej
lokalizacji istnieje już od dawna. Może. Jeden z redaktorów nawet napisał w
mieleckiej gazecie, że „wszyscy w Mielcu znają Mariusza Kosiora. Właściciela
siłowni Extreme. Może i wszyscy. Ale ja nie znam. To znaczy wraz z nowo/starym
Joyem dowiedziałem się, że taki gość istnieje, że jest kulturystą i ma osiągnięcia.
No i że ma „sylwetkę”.
Nawet go sobie pooglądałem na jego (dobrej) stronie
internetowej, mimo że wolę zdecydowanie ładne panie. Także te, a może
szczególnie, umięśnione i wytrenowane.
Nie wiem, jaka będzie siłowania Mariusza Kosiora. Zamiast
jednej ikony z wygięta w igrek panią (jak Joy), ma w herbie dwie . Może tylko
połączył siły z poprzednim właścicielem Joya? Nie wiem Nie to jest ważne.
Ważny jest Geniusloci nowej siłowni, czyli duch lub demon
władający albo opiekujący się tym miejscem.
Według mitologii rzymskiej jest to taka opiekuńcza siła, która
sprawia, że dane miejsce, siłownia, jest jedyna w swoim rodzaju. Że ludzie
kochający wysiłek, wiążą się z takim miejscem na długo, że przychodzą do niego
jak do siebie, że spotykają wciąż tych samych znajomych, nawet jak nie
wymienili z nimi więcej niż słowa powitania
Oby ta nowa/stara siłownia stała się takim miejscem, w
którym ludzie przysposabiają się do tego, żeby żyć ekstremalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz