Władza jest po to, by
dbać o potrzeby obywateli. Różnie to dbanie można rozumieć, bo każdy potrzebuje
czegoś innego. Więc władza rozumie je tak, by mieć jak najwięcej głosów
wyborczych. A najwięcej głosów ma się od ludzi najmniej aktywnych. Od tych,
którym pod usta poda się już lekko przetworzoną strawę, której kiedyś
spróbowali i mieli się po niej dobrze. Takich jest zresztą najwięcej.
Taką strawą są imprezy masowe. Na które wyrzuca się
publiczne pieniądze, a które nie mają żadnego efektu dodanego, no może prócz
głosów na polityka, który takie szopy organizuje.
Dlatego pan Leszek Kijowski, wielki – i bezinteresowny –
propagator turystyki rowerowej może sobie chodzić i prosić władców o pomoc w
rozwoju turystyki rowerowej, tworzenia tras rowerowych, o pomoc w poprawie
przez to zdrowia mielczan, i pewnie jej
nie dostanie. Choć może razem coś wywalczymy.
Kiedyś, dawno temu,
jak apelowałem do wiceprezydenta Bieńka, by wsiadał na rower, powstały w
dużej ilości ścieżki rowerowe w mieście. Ale dzisiaj one służą do tego, by
dojechać nimi do lasu czy w inne strony powiatu, wolne od smogu, gdzie można przyjemnie
pojeździć rowerem.
Więc dzisiaj znowu wracam do apelu do polityków Mielca,
dołączając im do towarzystwa naszego „zielonego” pana nadleśniczego.
Od dłuższego czasu pan Leszek Kijowski, propagator turystyki
rowerowej w Mielcu odbija się od drzwi to starosty, to prezydenta, których
prosi o pomoc w zorganizowaniu tras rowerowych, czy to po wałach wiślanych z
Gawłuszowic do Przecławia, czy trasy wokół Puszczy Sandomierskiej, która
mogłaby stać się atrakcją na skale regionalną lub nawet krajową. I co? I nic.
Lepiej zrobić powitanie lata. Tra ta tata. Albo powitanie
jesieni.
A może jednak coś zmienić?
Może sprawić, pomóc, by mielczanie ruszyli swoje siedzenia i
pojechali po zdrowie, po przygodę, po przyjaźń, jak kto chce. Sami by sobie
zagospodarowali „wolny czas”. Nie czekając na kolejną, podskakującą podśpiewajkę
i na piwo, które w ostateczności milej jest wypić przy ognisku.
Jak na razie się nie da. Na wszystko podobno brakuje
pieniędzy. Prócz festynów oczywiście. A brakuje tym bardziej, że prawicowy
Kijowski i tak pewnie nie zagłosuje na rządzącą lewicę, a Talarek to też nie
wiadomo na kogo zagłosuje, mimo że jedni mówią, że stary komuch, a drudzy, że zwolennik
PiS-u..
A może jednak, Panie Starosto i Panie Prezydencie – jak mówi
poeta – wzlecieć ponad poziomy naszej bardzo poziomej i przyziemnej polityki
lokalnej i okiem słońca ludzkości… No nie, zapędziłem się. Ale może jednak
spojrzeć nieco inaczej na przyziemne spędzanie przez mielczan swojego „wolnego”
czasu i zaproponować im coś ciekawszego. Tym bardziej, że są pasjonaci, którzy
chcą pomóc.
Jak podaję w tytule felietonu, do tego znamienitego
towarzystwa polityków chciałbym także doprosić Pana Nadleśniczego Huberta
Sobiczewskiego. A nawet jego kolegę z sąsiedniej Tuszymy pana Nadleśniczego
Andrzej Kochmańskiego. Ich rola w rozwoju turystyki rowerowej po ziemi mielecko
– kolbuszowsko-ropczyckiej, a może i nowodębskiej, może być nieoceniona.
Sieć bardzo dobrze utwardzonych dróg pożarowych, może stać
się siecią traktów rowerowych dostępnych także dla tych, którzy lasów się nadal
trochę boją, bo ich nie znają. A najbardziej boją się słowa Puszcza, której to
puszczy w naszym rejonie ostatnie ślady dawno wycięto, zostawiając nam jedynie
las przemysłowy. Ale nadal piękny miejscami i warty odwiedzin.
I tu wielka prośba do pana Nadleśniczego Sobiczewskiego:
niech Pan podejmie próbę wydania przez Lasy Państwowe Krosno bardzo prostej i
niezbyt dużej mapy (np. A3) z naniesionym przebiegiem utwardzonych dróg
pożarowych w lasach mieleckich, tuszymskich, a także, jak się da, nowodębskich.
Drogi mają bardzo dobre oznaczenie i trudno, jadąc po nich, zabłądzić. A jak
się jeszcze będzie miało świadomość, gdzie można dojechać i jak wyjechać z lasu,
to będzie naprawdę ok.
Trasy i lasy od Kamionki aż może do Nowej Dęby staną przed
mielczanami otworem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz