piątek, 26 października 2018

Smoczek – braciszek Smoka Wawelskiego





Felietonik sprzed lat. Tak dla poprawienia humoru.

Kiedy w internecie ktoś zamieścił zdjęcia gryfa, który ma zająć postument na mieleckim Rynku, miała miejsce krótka wymiana komentarzy pomiędzy mną a jakimś internautą, której sens dalej przytaczam. Po moim wpisie o mniej więcej takiej treści: „nie chcieliście mieć na rynku Jana Pawła, to będziecie mieli małego smoka wawelskiego”, jakiś internauta odpowiedział, że powinny być uszanowane uczucia niewierzących, którzy także mają swoje prawa. Na to odpowiedziałem mu: „no to ma pan w zamian tego potworka. Zadowolony?”

Nie wiedziałem, że dzisiaj by uczcić wielkiego Polaka, trzeba być wierzącym. Dla niektórych niewierzących nie jest ważne, co Polak zrobił dla świata, ale to, czy przypadkiem nie nosił krzyża na piersi. Żeby było jasne, nie byłem za tym, by na rynku stał posąg Jana Pawła, ale postawienie tam tego potworka, który ma być niby znajomym wszystkich mielczan z herbu miasta (kto go zna, ręka w górę?) nie ma nic wspólnego z moimi poglądami na temat tego, kto w Mielcu zasługuje na pomnik.. Fakt, nie pisałem na ten temat, bo w czasie kiedy obradowała wielka komisja wyłaniająca z niebytu postać na postument na mieleckim rynku, akurat miałem kilkumiesięczną przerwę w pisaniu felietonów.

Ale co się odwlecze to nie uciecze. Kiedyś na ten temat trzeba coś powiedzieć, bo temat jest dla mnie ważny.

To, że na rynku będzie stał taki maszkaron, nie jest – moim zdaniem - sprawą przypadkową, tak jak nie wierzę, by ucieleśniał on wolę znaczącej części  mieszkańców Mielca. Podobno zgłosili oni w 2011 roku 20 pomysłów, z których „zespół mający wyłonić temat kompozycji przestrzennej na mieleckim Rynku”(a składający się z 12 gniewnych ludzi prezydenta, powołanych przez Pana Prezydenta), wybrał 5 propozycji, by następnie zwrotnie zapytać mieszkańców, co z tej piątki sobie wybiorą. Niespecjalnie wybierali, bo prawie nikt się nie wypowiedział. Ale na koniec, jak zespół wybrał gryfa, okazało się z najświeższych doniesień już z 2014 roku, że odzwierciedla to jak najbardziej wolę mieszkańców którzy rzekomo gremialnie„w przesyłanych do Urzędu Miejskiego mailach i listach, (…) wskazali, iż to Gryf z projektu numer 1 powinien powstać na rynku (za hej.mielec). 

To że na rynku nie stanie np. minister Kwiatkowski nie jest, ot tak, zbiegiem przypadków. Wynika to moim zdaniem z polityki historycznej w wydaniu lokalnym, uprawianej przez władze Mielca. Jej dość wymownym efektem jest choćby próba unicestwiania w pamięci mielczan Dyrektora Ryczaja.

Jak powiedział przy okazji wyboru gryfa Prezydent Chodorowski: „Rynek jest miejscem rekreacji i wypoczynku, dlatego też nie zależy nam by powstało tu miejsce wzniosłe, swoim charakterem przypominające pomnik i jego funkcje. No właśnie.Odbywając rekreację trudno myśleć o wzniosłej historii Mielca. Szczególnie jakby to miała być „nie ta historia”.

Mówiąc krótko – i te podejrzenia potwierdza praktyka dnia codziennego –niektórzy uważają, że nie ma w Mielcu, także w jego historii, osoby godnej rzetelnego upamiętnienia, a co dopiero godnej pomnika.
I tak już zostanie. Brak jakiegokolwiek własnego zdania Rady Miasta stan ten tylko utwierdzi.

No bo wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby do stojącej na cokole rzeźby ministra Kwiatkowskiego podszedł z dzieckiem jakiś urzędnik magistratu albo innej miejskiej instytucji, a dziecko niespodzianie zadało by mu takie oto pytanie: tatusiu, a kim jest ten pan na pomniku? Tatuś, nie myśląc wiele, natychmiast by odpowiedział - to synku taki pan, który stworzył uskrzydlony Mielec – i natychmiast ugryzł by się w język, zdając sobie sprawę, że przekazuje dziecku wykładnię uskrzydlonego Mielca inną od obowiązującej takich jak on. A dziecko może rozpalać.

To znaczy – dukał by do dziecka – ten pan z pomnika wcale uskrzydlonego Mielca nie stworzył. On tak naprawdę niczego u nas nie stworzył, nawet ulicy jego imienia nie wybudował, bo zrobił to dla niego dyrektor Rycz.. I znowu ugryzł się w język. Tego nazwiska też wymawiać przy dziecku nie wypada. No to za co ten pan stoi na pomniku? - nie dawało za wygraną dziecko. No, tak sobie stoi, żeby było ładnie – odpowie ojciec i zabierze dziecko na lody.

Prawda, jak niezręczna sytuacja? Trzeba jej za wszelką cenę unikać, nawet jakby inni ojcowie, innym dzieciom mieli opowiadać o początkach uskrzydlonego Mielca, a dzieci słuchałyby z otwartymi z ciekawości ustami.

A teraz wyobraźmy sobie, że ten urzędnik magistratu albo innej miejskiej instytucji podchodzi z dzieckiem do stojącego na rynku gryfa, którego -po przeczytaniu tego artykułuj – będziemy mogli pieszczotliwie nazywać „smoczkiem, braciszkiem smoka wawelskiego”.
Podchodzi, ale nie tak wprost –ciągnie dziecko na siłę za rękę, bo ono boi się tej dziwnej potwory. Wreszcie podchodzą. Dziecko widzi, że smoczek nie gryzie, ogniem nie zieje jak w Krakowie, i choć nadal jest przestraszone, pyta ojca: tatusiu, a co to jest? No to ojciec odpowiada: synu, to jest taki smok, zwany gryfem, który przed wiekami żył w mieleckich lasach. Wtedy na całym świecie żyło dużo smoków, ten na przykład miał starszego brata w Krakowie. Tego w Krakowie zabił szewc Dratewka. A tego kto zabił? – zapyta dziecko A tego to zabił rycerz rządzący Mielcem. I od tej pory ten smok żadnych dzieci już nie napada, więc nie musisz się bać odpowie ojciec, zadowolony, że to już koniec pytań. Ale daremna nadzieja.

A mama mówi, że to taka maszkara i ja się trochę boję – nadal marudzi dziecko. Mam nie wie co mówi – odpowie ojciec. Myli się jej z mascarą, której używa przy malowaniu oczu. Mamy też się boisz? Jak się wymaluje, to też - westchnie potomek, nie znający się na zawiłościach kobiecej natury.

A dlaczego ten smok jest taki mały? – zapyta w końcu dziecko, znające wielkość tamtego spod Wawelu. Bo to taki niedorośnięty smok, po prostu smoczek – wyjaśni tata. Tamten był jego dorosłym bratem. Ale tamten nie miał skrzydeł – zauważy przytomnie dziecko. A ten ma – odpowie dumnie tata. Bo tu jest Mielec, tu rozwijają się skrzydła. Każdy w Mielcu może się uskrzydlić, nawet smok.
To ja też będę uskrzydlony? – zapyta dziecko. Oczywiście - dumnie odpowie ojciec.
To polecę sobie wtedy do Anglii. I tu dialog się skończy, może nie całkiem tak, jak chciałby ojciec, ale całkiem dla niego bezpiecznie.

A potem inne mieleckie dzieci z innymi matkami i ojcami podejdą sobie do Smoczka i będą robić z nim zdjęcia. I bardzo dobrze na tych zdjęciach wyjdą. W końcu dzieciom do twarzy ze smoczkami.

„Bo”jak powiedział Pan Prezydent–„jeśli w tym miejscu pojawi się jeszcze jeden atrakcyjny element, który świadczy przecież o naszych korzeniach i przeszłości, to z pewnością rynek stanie się miejscem odwiedzanym jeszcze chętniej”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...