Przypominam mój felieton sprzed lat. Może za jakiś czas będzie "pierwszy pociąg do Mielca". Może. Tylko po co?
Myślałem,
że w historii literatury czy filmu więcej było „ostatnich pociągów”. A tu jednak
nie. Były „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, „15.10 do Jumy”, „Morderstwo w
Orient Expresie” czy „Ballada o pociągu” i choćby pociąg z Wokulskim i Izabelą
Łęcką w „Lalce”, i pewnie jeszcze inne, ale z „ostatnich” to znalazłem tylko
film „Ostatni pociąg” o Żydach wiezionych do Auschwitz, western „Ostatni pociąg
z Gun Hill” czy książkę „Ostatni pociąg do Stambułu”.
Teraz,
jak się nam uda, to napiszemy albo nakręcimy kolejną historię zatytułowaną
„Ostatni pociąg do Mielca”. Tylko musimy się postarać, aby odpowiednio to nasze
działanie nagłośnić, tak by się stało znane w całym kraju.
To,
że sobie żartuję, nie oznacza, że nie widzę wagi problemu, chociaż może inaczej
niż inni protestujący i żądający utrzymania funkcjonowania linii „L25”.. No bo
jak na razie tylko protestujemy i żądamy.
Jak
to tak? Mielec bez kolei? Wszak już za Franciszka Józefa…
Akurat
z mojego biura patrzę sobie dzień cały na linię kolejową Mielec - Dębica.
Czasami nawet się zdziwię, jak zobaczę na niej jakiś pociąg. Rzadko, bardzo
rzadko, coraz rzadziej.
I
co z tego, że rzadko? Czy Mielec przez to nie pracuje? Czy zakłady przestały
produkować, a ludzie kupować towary? Oczywiście że nie. Wszyscy mają się - bez
kolei –raczej dobrze, a ostatni szynobus, jaki widziałem tu parę lat temu,
woził tylko maszynistę i kierownika pociągu.
W
minionych dwudziestu latach nastąpił odwrót, ba, ucieczka mielczan od kolei.
Można powiedzieć, że dlatego, bo oferowała marne usługi. Tyle tylko, że wiemy
doskonale, iż nie jest to prawda. Bo dla przykładu weźmy dojazd z Padwi czy
Jaślan, Rzemienia czy Tuszymy, jedynych w powiecie wiosek, dla których
mieszkańców ten transport miał jakikolwiek sens. Co tu dużo wyjaśniać: wszyscy
wiedzą że dojazd do pracy w Mielcu autem czy autobusem jest nieporównywalnie
wygodniejszy, tańszy i szybszy niż kiedyś pociągiem. I z tego korzystają.
Więc
pewnie wszyscy bez wysiłku intelektualnego (a uczciwie), zgodzimy się z tezą,
że lokalny pociąg osobowy w naszym powiecie nie ma sensu. Może więc
dalekobieżny. Kraków, Katowice? No, może, tylko pewnie taki pociąg byłby jeden
lub dwa dziennie i zabierałby znowu parę osób, co jest ekonomicznym absurdem.
Zresztą można dojechać do pociągu w Dębicy samochodem, tak jak się dojeżdża do
lotniska w Jesionce czy Balicach.
Pozostaje
transport towarów. Tu sprawa jest
poważniejsza, chociaż – oprócz węgla z południa i drzewa z północy (to
pozostaje) - niczego naprawdę krytycznego do Mielca koleją się nie wozi. Węgiel
do elektrociepłowni to jest rzeczywiście problem. Tylko jak się ma ten problem
do kosztów odbudowy i funkcjonowania kolei?
Argumentuje
się tak, że jak zdrożeje transport węgla do Mielca (bo samochodami drożej?), to
zdrożeje ciepło dla mieszkańców. Może to jest prawda. Ale trzeba pamiętać, że w
ostatnich trzech latach, pomimo wożenia węgla koleją, czyli niższych kosztów
transportu, ciepło z Elektrociepłowni zdrożało prawie o 80 %. Więc może już nie
zdrożeje, bo nie będzie mogło? Bo za chwilę bardziej będzie się opłacało grzać
gazem?
Zresztą
żądający i dyskutujący nie biorą jednego pod uwagę. Jeśli PLK jest spółką prawa
handlowego i ma nie dokładać do interesu, to nawet jak zdecyduje się budować
linię, to koszty budowy i tak będzie musiało przerzucić na koszty transportu
węgla. I nagle okaże się, że przewóz samochodami jest tańszy od przewozu koleją
i po tej nowej linii kolejowej będą łaziły krowy.
Ja
także uważam, jak dyskutujący radni, że lepiej być pięknym, bogatym i zdrowym.
I na dodatek lepiej jest mieć kolej z Dębicy do Mielca, niż jej nie mieć. Ale
nie zawsze jest idealnie.
Tak
naprawdę trzeba zacząć od pokazanie rzeczywistych, nie wydumanych potrzeb i do
nich przekonywać decydentów. Może nawet trzeba stworzyć te potrzeby, ale
prawdziwe, bo nikt się na plewy nie nabierze, nawet wróbel. Czy rzeczywiście –
jak argumentuje mój Szanowny Kolega Felietonista i Radny, Pan Osnowski - linia
25 jest dla nas sprawą życiową? To dlaczego nadal, mimo jej faktycznego braku,
żyjemy?
Żadnymi
ogólnikami o życiowych potrzebach, których nie umiemy zdefiniować, żadnym
rozdzieraniem szat na niesprawiedliwość ludzi i
rynku niczego nie załatwimy.
Ja
bardzo bym chciał utrzymania tej linii kolejowej, którą wyruszałem w swoje
pierwsze, długie wojaże po Polsce i świecie, ale mój sentyment, jak i sentyment
wszystkich mielczan łącznieto za mało. Niech ktoś wreszcie, oprócz pustych
słów, przedstawi wyliczenia o konieczności ekonomicznej takich rozwiązań,
pokaże realne – nie wydumane - perspektywy
korzyści w przyszłości. Wtedy inaczej będzie się rozmawiało choćby w Rzeszowie.
A
tak tylko sobie biadolimy, narzekamy. I nic z tego nie będzie.
I
nawet ostatniego pociągu z Dębicy do Mielca nikt nie zauważy, bo kogo tak
naprawdę to będzie obchodziło.
No
chyba ze jakiś kolejny Wokulski położy się na torach, czekając na śmierć przez
rozjechanie, jak w rozdziale Lalki Bolesława Prusa, zatytułowanym „Tempusfugit,
aeternitas monet”, co się tłumaczy „Czas ucieka, wieczność czeka”. Wtedy może
będzie ciekawie i głośno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz