piątek, 26 października 2018

Ostatni pociąg do Mielca.



 Przypominam mój felieton sprzed lat. Może za jakiś czas będzie "pierwszy pociąg do Mielca". Może. Tylko po co?

Myślałem, że w historii literatury czy filmu więcej było „ostatnich pociągów”. A tu jednak nie. Były „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, „15.10 do Jumy”, „Morderstwo w Orient Expresie” czy „Ballada o pociągu” i choćby pociąg z Wokulskim i Izabelą Łęcką w „Lalce”, i pewnie jeszcze inne, ale z „ostatnich” to znalazłem tylko film „Ostatni pociąg” o Żydach wiezionych do Auschwitz, western „Ostatni pociąg z Gun Hill” czy książkę „Ostatni pociąg do Stambułu”.

Teraz, jak się nam uda, to napiszemy albo nakręcimy kolejną historię zatytułowaną „Ostatni pociąg do Mielca”. Tylko musimy się postarać, aby odpowiednio to nasze działanie nagłośnić, tak by się stało znane w całym kraju.

To, że sobie żartuję, nie oznacza, że nie widzę wagi problemu, chociaż może inaczej niż inni protestujący i żądający utrzymania funkcjonowania linii „L25”.. No bo jak na razie tylko protestujemy i żądamy.
Jak to tak? Mielec bez kolei? Wszak już za Franciszka Józefa…

Akurat z mojego biura patrzę sobie dzień cały na linię kolejową Mielec - Dębica. Czasami nawet się zdziwię, jak zobaczę na niej jakiś pociąg. Rzadko, bardzo rzadko,  coraz rzadziej.
I co z tego, że rzadko? Czy Mielec przez to nie pracuje? Czy zakłady przestały produkować, a ludzie kupować towary? Oczywiście że nie. Wszyscy mają się - bez kolei –raczej dobrze, a ostatni szynobus, jaki widziałem tu parę lat temu, woził tylko maszynistę i kierownika pociągu.

W minionych dwudziestu latach nastąpił odwrót, ba, ucieczka mielczan od kolei. Można powiedzieć, że dlatego, bo oferowała marne usługi. Tyle tylko, że wiemy doskonale, iż nie jest to prawda. Bo dla przykładu weźmy dojazd z Padwi czy Jaślan, Rzemienia czy Tuszymy, jedynych w powiecie wiosek, dla których mieszkańców ten transport miał jakikolwiek sens. Co tu dużo wyjaśniać: wszyscy wiedzą że dojazd do pracy w Mielcu autem czy autobusem jest nieporównywalnie wygodniejszy, tańszy i szybszy niż kiedyś pociągiem. I z tego korzystają.

Więc pewnie wszyscy bez wysiłku intelektualnego (a uczciwie), zgodzimy się z tezą, że lokalny pociąg osobowy w naszym powiecie nie ma sensu. Może więc dalekobieżny. Kraków, Katowice? No, może, tylko pewnie taki pociąg byłby jeden lub dwa dziennie i zabierałby znowu parę osób, co jest ekonomicznym absurdem. Zresztą można dojechać do pociągu w Dębicy samochodem, tak jak się dojeżdża do lotniska w Jesionce czy Balicach.

Pozostaje transport towarów.  Tu sprawa jest poważniejsza, chociaż – oprócz węgla z południa i drzewa z północy (to pozostaje) - niczego naprawdę krytycznego do Mielca koleją się nie wozi. Węgiel do elektrociepłowni to jest rzeczywiście problem. Tylko jak się ma ten problem do kosztów odbudowy i funkcjonowania kolei?

Argumentuje się tak, że jak zdrożeje transport węgla do Mielca (bo samochodami drożej?), to zdrożeje ciepło dla mieszkańców. Może to jest prawda. Ale trzeba pamiętać, że w ostatnich trzech latach, pomimo wożenia węgla koleją, czyli niższych kosztów transportu, ciepło z Elektrociepłowni zdrożało prawie o 80 %. Więc może już nie zdrożeje, bo nie będzie mogło? Bo za chwilę bardziej będzie się opłacało grzać gazem?
Zresztą żądający i dyskutujący nie biorą jednego pod uwagę. Jeśli PLK jest spółką prawa handlowego i ma nie dokładać do interesu, to nawet jak zdecyduje się budować linię, to koszty budowy i tak będzie musiało przerzucić na koszty transportu węgla. I nagle okaże się, że przewóz samochodami jest tańszy od przewozu koleją i po tej nowej linii kolejowej będą łaziły krowy.

Ja także uważam, jak dyskutujący radni, że lepiej być pięknym, bogatym i zdrowym. I na dodatek lepiej jest mieć kolej z Dębicy do Mielca, niż jej nie mieć. Ale nie zawsze jest idealnie.
Tak naprawdę trzeba zacząć od pokazanie rzeczywistych, nie wydumanych potrzeb i do nich przekonywać decydentów. Może nawet trzeba stworzyć te potrzeby, ale prawdziwe, bo nikt się na plewy nie nabierze, nawet wróbel. Czy rzeczywiście – jak argumentuje mój Szanowny Kolega Felietonista i Radny, Pan Osnowski - linia 25 jest dla nas sprawą życiową? To dlaczego nadal, mimo jej faktycznego braku, żyjemy?

Żadnymi ogólnikami o życiowych potrzebach, których nie umiemy zdefiniować, żadnym rozdzieraniem szat na niesprawiedliwość ludzi i  rynku niczego nie załatwimy.

Ja bardzo bym chciał utrzymania tej linii kolejowej, którą wyruszałem w swoje pierwsze, długie wojaże po Polsce i świecie, ale mój sentyment, jak i sentyment wszystkich mielczan łącznieto za mało. Niech ktoś wreszcie, oprócz pustych słów, przedstawi wyliczenia o konieczności ekonomicznej takich rozwiązań, pokaże realne – nie wydumane -  perspektywy korzyści w przyszłości. Wtedy inaczej będzie się rozmawiało choćby w Rzeszowie.

A tak tylko sobie biadolimy, narzekamy. I nic z tego nie będzie.
I nawet ostatniego pociągu z Dębicy do Mielca nikt nie zauważy, bo kogo tak naprawdę to będzie obchodziło.
No chyba ze jakiś kolejny Wokulski położy się na torach, czekając na śmierć przez rozjechanie, jak w rozdziale Lalki Bolesława Prusa, zatytułowanym „Tempusfugit, aeternitas monet”, co się tłumaczy „Czas ucieka, wieczność czeka”. Wtedy może będzie ciekawie i głośno.

Czas ucieka, Szanowni Panowie. Czas na konkrety, nie na gadanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prezydent na posyłki

  Zdjęcie ze strony Miasto Mielec Jakoś tak bez entuzjazmu obejrzałem niedawno film z Denzelem Washingtonem, zatytułowany „Bez litości 3 Ost...