Tak pisałem o naszym środowisku 5 lat temu. Wtedy jeszcze mielczanie nie mieli tej świadomości ekologicznej, która mają dzisiaj. Dlatego nie za bardzo mogłem się przebić ze swoimi tezami. Dzisiaj tylko przypominam tamten tekst.
Żywioły. W wydaniu
mieleckim niekoniecznie mają helleńskie znaczenie składników
świata materialnego, który nas otacza. Nie stanowią też dzisiaj
zasadniczych elementów jakiejkolwiek filozofii, a nawet nie są
powodem do refleksji nad ich stanem.
Woda płynie, po
ziemi chodzimy, powietrza nie widać, a ogień daje ciepło i pozwala
zrobić grilla.
Czasami, co bardziej
wrażliwych, wyrywa z fotela widok pięknej smugi dymu płynącej nad
głowami i ciągnącej się w widoczny sposób na długości
dwudziestu i więcej kilometrów, ale dotyczy to tylko tych bardziej
wrażliwych. Większość nawet tego nie zauważy.
Tak jak nie
interesuje ich stan wody, którą piją, bo teraz nie śmierdzi
chlorem, a i tak wolą słodzone, kolorowe napoje z plastikowej
butelki, a wodę płynącą czy podziemną od czasu do czasu zasilą
swoimi odchodami. Tak też, jak nie interesuje ich stan ziemi, po
której łażą, i na która od czasu do czasu wyleją lub wysypią
jakieś odpady.
Świadomość
ekologiczna mieleckiego społeczeństwa jest – moim zdaniem - mała
lub żadna. Lekceważenie stanu powietrza, wody i ziemi, żywiołów,
które tak naprawdę nas tworzą, które decydują o naszym zdrowiu,
a tym samym o jakości naszego życia, kończy się często dopiero
wtedy, kiedy zaczyna nam to zdrowie szwankować, a już szczególnie
wtedy, kiedy dopada nas choroba, której trudno lub nie da się
uleczyć.
Ja nie twierdzę, że
tylko dym z Krono pogarsza lub odbiera nam zdrowie. Na to składa się
cały szereg czynników. Generalnie jednak można być prawie pewnym,
że o jakości naszego życia i zdrowia decyduje to, co jest budulcem
naszego ciała i naszego życia, czyli woda, powietrze i ziemia.
Czyli antyczne żywioły.
Dlaczego nie
pamiętamy cały czas, by o nie dbać? Że jakoś to będzie? Nie,
nie będzie.
Zacznijmy od wody.
Mamy w kranach dobrą wodę. Dobrą smakowo. Nie wiem, jaka jest jej
jakość, ale skoro pijemy wodę z Wisłoki, to nie jest możliwe, by
do wodociągu nie przedostały się jakieś resztki substancji -
nawet śladowe, nawet dopuszczalne normami – które mają negatywny
wpływ na nasze zdrowie. Tak jest! Czy ktoś zaprzeczy? Gdyby tak nie
było, nie szukał by Urząd Miasta źródeł dobrej wody w Puszczy
Sandomierskiej, w wielkim podziemnym zbiorniku, na którym także
leży Mielec. Mielec, który wody podziemne pod sobą tak gruntownie
zatruł, że teraz mają już czwartą klasę czystości na pięć
możliwych (najlepsza jest pierwsza).
Jednak dobrym
pomysłem jest zakup stacji pomp w Szydłowcu, bo na szczęście
spływ wód jest w stronę Wisłoki i mamy szansę, że ta z
Szydłowca będzie dobra.
Gdy o wodę chodzi,
to należy apelować także, by nie pić wód kolorowych, słodzonych
diabeł wie czym, nalewanych prosto z kranów. W Polce nikt tego nie
bada. A jak pić wody nie kolorowane, to tylko mineralne o
mineralizacji powyżej 1500 mg/l, bo teraz wszystko, co spod ziemi,
nazywa się mineralne, nawet jak wcale składników mineralnych nie
posiada. Woda z kranu ma ich nawet na poziomie kilkaset mg/l.
A teraz powietrze,
które w Mielcu budzi stosunkowo najwięcej emocji z racji
malowniczych dymów nad miastem i ciągnących się kilometrami
zapachów. A także z racji zafundowania nam, mielczanom, już dwóch
spalarni odpadów przemysłowych w dwu największych mieleckich
firmach i próby budowy spalarni odpadów komunalnych w środku
miasta. O zainteresowaniu tym tematem świadczy rozrastająca się
wciąż grupa fejsbukowa „Mielec bez spalarni śmieci”, którą
założyłem, a do której wciąż ktoś prosi o przyjęcie, tak że
obecnie jej liczebność powoli zbliża się do siedmiuset osób.
Na razie jednak nie
przekłada się to wszystko na konkretne działania władz. Czytam co
prawda dzisiaj na hej.mielec, że „Rada Miejska przyjęła
uchwałę o woli przystąpienia do opracowania i wdrażania planu
gospodarki niskoemisyjnej, który powinien wyznaczać konkretne cele
w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych, efektywności
energetycznej oraz wykorzystania odnawialnych źródeł energii”
ale moim zdaniem to tylko zaciemnianie sprawy skażenia powietrza
w Mielcu i odwlekanie jej rozwiązania. Bo jak znam życie, skończy
się na tym, że zabroni się opalać mieszkania węglem, a najwięksi
mieleccy emitenci trucizn, działający na podstawie wydanych im
przez władze zezwoleń, pozostaną poza tym planem.
Do akcji walki o
monitoring powietrza włączyli się wcześniej radni powiatowi,
jedni – jak panowie Kozdęba czy Deptuła - zainteresowani od
początku tematem, inni wykorzystujący okazję do podpięcia się
pod niego. Co ciekawe, temat nie budzi wcale emocji u radnych
miejskich. Ale nie dziwi mnie to. Ich przypadek jest modelowo
antydemokratyczny. Mam jedynie nadzieję, że może wyborcy ich
rozliczą. Chociaż – jak to ostatnio skomentowałem – wyborcom
starym - którzy na wybory chodzą, w przeciwieństwie do wyborców
młodych, którzy wybory olewają - bardziej zależy na równym
chodniku, by się na nim nie potykali, niż na czystym powietrzu,
skoro i tak im życia wiele nie zostało.
Jednak napór
społeczny zaczyna narastać, więc wierzę, że w sprawie czystości
powietrza coś w Mielcu wreszcie drgnie.
No i ziemia.
Kupujemy żywność skażoną nawozami, pestycydami, antybiotykami,
żywność wyrosłą z ziemi skażonej chemią, zanieczyszczonej
spalinami samochodów, ziemi, na którą ktoś wylewa szamba, ziemi,
na która wysypuje się śmieci i wylewa odpady przemysłowe. I tę
żywność zjadamy. I obojętnie patrzymy, jak ktoś tę ziemię
zanieczyszcza, gwałci ją wręcz. Ale i tutaj coś zaczyna się
zmieniać. Są pierwsze zmiany, wzrasta świadomość ludzi.
Nie chcemy być
truci. Chcemy być zdrowi. Ja wiem, że już nigdy nie będziemy
jedli kurczaka, który dziobie na podwórku, ale i ten brojler
powinien nie truć, a żywić, a kolor żółtek w jajkach nie musi
być ustalany chemicznym dodatkiem do paszy.
Jedzmy jak najmniej
przetworzone. Odrzucajmy serki homo, kolorowe jogurciki, słodzone
nie wiadomo czym, wędliny, w których nie ma mięsa, itd. itp.
Czy – gdy się to
powyższe spełni - będziemy zdrowi? Pewnie tylko zdrowsi.
Ale jak i woda
będzie czystsza, i powietrze bardziej przejrzyste, a i ziemia mniej
zatruta, to na pewno będzie nam lepiej. I będziemy dłużej żyli.
A ogień? Ogień u
nas służy do unicestwiania tego, z czym sobie nie możemy poradzić,
bo ciężko gdzieś wyrzucić, czyli do spalanie odpadów. A chciało
by się, by ogień był świętym ogniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz