środa, 4 kwietnia 2018

Woda, powietrze, ziemia. I ogień.

Tak pisałem o naszym środowisku 5 lat temu. Wtedy jeszcze mielczanie nie mieli tej świadomości ekologicznej, która mają dzisiaj. Dlatego nie za bardzo mogłem się przebić ze swoimi tezami. Dzisiaj tylko przypominam tamten tekst.

Żywioły. W wydaniu mieleckim niekoniecznie mają helleńskie znaczenie składników świata materialnego, który nas otacza. Nie stanowią też dzisiaj zasadniczych elementów jakiejkolwiek filozofii, a nawet nie są powodem do refleksji nad ich stanem.

Woda płynie, po ziemi chodzimy, powietrza nie widać, a ogień daje ciepło i pozwala zrobić grilla.

Czasami, co bardziej wrażliwych, wyrywa z fotela widok pięknej smugi dymu płynącej nad głowami i ciągnącej się w widoczny sposób na długości dwudziestu i więcej kilometrów, ale dotyczy to tylko tych bardziej wrażliwych. Większość nawet tego nie zauważy.
Tak jak nie interesuje ich stan wody, którą piją, bo teraz nie śmierdzi chlorem, a i tak wolą słodzone, kolorowe napoje z plastikowej butelki, a wodę płynącą czy podziemną od czasu do czasu zasilą swoimi odchodami. Tak też, jak nie interesuje ich stan ziemi, po której łażą, i na która od czasu do czasu wyleją lub wysypią jakieś odpady.

Świadomość ekologiczna mieleckiego społeczeństwa jest – moim zdaniem - mała lub żadna. Lekceważenie stanu powietrza, wody i ziemi, żywiołów, które tak naprawdę nas tworzą, które decydują o naszym zdrowiu, a tym samym o jakości naszego życia, kończy się często dopiero wtedy, kiedy zaczyna nam to zdrowie szwankować, a już szczególnie wtedy, kiedy dopada nas choroba, której trudno lub nie da się uleczyć.

Ja nie twierdzę, że tylko dym z Krono pogarsza lub odbiera nam zdrowie. Na to składa się cały szereg czynników. Generalnie jednak można być prawie pewnym, że o jakości naszego życia i zdrowia decyduje to, co jest budulcem naszego ciała i naszego życia, czyli woda, powietrze i ziemia. Czyli antyczne żywioły.

Dlaczego nie pamiętamy cały czas, by o nie dbać? Że jakoś to będzie? Nie, nie będzie.

Zacznijmy od wody. Mamy w kranach dobrą wodę. Dobrą smakowo. Nie wiem, jaka jest jej jakość, ale skoro pijemy wodę z Wisłoki, to nie jest możliwe, by do wodociągu nie przedostały się jakieś resztki substancji - nawet śladowe, nawet dopuszczalne normami – które mają negatywny wpływ na nasze zdrowie. Tak jest! Czy ktoś zaprzeczy? Gdyby tak nie było, nie szukał by Urząd Miasta źródeł dobrej wody w Puszczy Sandomierskiej, w wielkim podziemnym zbiorniku, na którym także leży Mielec. Mielec, który wody podziemne pod sobą tak gruntownie zatruł, że teraz mają już czwartą klasę czystości na pięć możliwych (najlepsza jest pierwsza).
Jednak dobrym pomysłem jest zakup stacji pomp w Szydłowcu, bo na szczęście spływ wód jest w stronę Wisłoki i mamy szansę, że ta z Szydłowca będzie dobra.

Gdy o wodę chodzi, to należy apelować także, by nie pić wód kolorowych, słodzonych diabeł wie czym, nalewanych prosto z kranów. W Polce nikt tego nie bada. A jak pić wody nie kolorowane, to tylko mineralne o mineralizacji powyżej 1500 mg/l, bo teraz wszystko, co spod ziemi, nazywa się mineralne, nawet jak wcale składników mineralnych nie posiada. Woda z kranu ma ich nawet na poziomie kilkaset mg/l.

A teraz powietrze, które w Mielcu budzi stosunkowo najwięcej emocji z racji malowniczych dymów nad miastem i ciągnących się kilometrami zapachów. A także z racji zafundowania nam, mielczanom, już dwóch spalarni odpadów przemysłowych w dwu największych mieleckich firmach i próby budowy spalarni odpadów komunalnych w środku miasta. O zainteresowaniu tym tematem świadczy rozrastająca się wciąż grupa fejsbukowa „Mielec bez spalarni śmieci”, którą założyłem, a do której wciąż ktoś prosi o przyjęcie, tak że obecnie jej liczebność powoli zbliża się do siedmiuset osób.

Na razie jednak nie przekłada się to wszystko na konkretne działania władz. Czytam co prawda dzisiaj na hej.mielec, że „Rada Miejska przyjęła uchwałę o woli przystąpienia do opracowania i wdrażania planu gospodarki niskoemisyjnej, który powinien wyznaczać konkretne cele w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych, efektywności energetycznej oraz wykorzystania odnawialnych źródeł energii” ale moim zdaniem to tylko zaciemnianie sprawy skażenia powietrza w Mielcu i odwlekanie jej rozwiązania. Bo jak znam życie, skończy się na tym, że zabroni się opalać mieszkania węglem, a najwięksi mieleccy emitenci trucizn, działający na podstawie wydanych im przez władze zezwoleń, pozostaną poza tym planem.

Do akcji walki o monitoring powietrza włączyli się wcześniej radni powiatowi, jedni – jak panowie Kozdęba czy Deptuła - zainteresowani od początku tematem, inni wykorzystujący okazję do podpięcia się pod niego. Co ciekawe, temat nie budzi wcale emocji u radnych miejskich. Ale nie dziwi mnie to. Ich przypadek jest modelowo antydemokratyczny. Mam jedynie nadzieję, że może wyborcy ich rozliczą. Chociaż – jak to ostatnio skomentowałem – wyborcom starym - którzy na wybory chodzą, w przeciwieństwie do wyborców młodych, którzy wybory olewają - bardziej zależy na równym chodniku, by się na nim nie potykali, niż na czystym powietrzu, skoro i tak im życia wiele nie zostało.
Jednak napór społeczny zaczyna narastać, więc wierzę, że w sprawie czystości powietrza coś w Mielcu wreszcie drgnie.

No i ziemia. Kupujemy żywność skażoną nawozami, pestycydami, antybiotykami, żywność wyrosłą z ziemi skażonej chemią, zanieczyszczonej spalinami samochodów, ziemi, na którą ktoś wylewa szamba, ziemi, na która wysypuje się śmieci i wylewa odpady przemysłowe. I tę żywność zjadamy. I obojętnie patrzymy, jak ktoś tę ziemię zanieczyszcza, gwałci ją wręcz. Ale i tutaj coś zaczyna się zmieniać. Są pierwsze zmiany, wzrasta świadomość ludzi.

Nie chcemy być truci. Chcemy być zdrowi. Ja wiem, że już nigdy nie będziemy jedli kurczaka, który dziobie na podwórku, ale i ten brojler powinien nie truć, a żywić, a kolor żółtek w jajkach nie musi być ustalany chemicznym dodatkiem do paszy.
Jedzmy jak najmniej przetworzone. Odrzucajmy serki homo, kolorowe jogurciki, słodzone nie wiadomo czym, wędliny, w których nie ma mięsa, itd. itp.

Czy – gdy się to powyższe spełni - będziemy zdrowi? Pewnie tylko zdrowsi.

Ale jak i woda będzie czystsza, i powietrze bardziej przejrzyste, a i ziemia mniej zatruta, to na pewno będzie nam lepiej. I będziemy dłużej żyli.

A ogień? Ogień u nas służy do unicestwiania tego, z czym sobie nie możemy poradzić, bo ciężko gdzieś wyrzucić, czyli do spalanie odpadów. A chciało by się, by ogień był świętym ogniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...