wtorek, 6 października 2020

Koszałek (opałek), czyli trumna dla konia. Kronika narastającej głupoty.

 

Bazując na ogłoszeniu zamieszczonym w hej.mielec, popełniłem swego rodzaju plagiat i w tekście apelu jakiejś fundacji ratującej stare konie zamieniłem słowo „koń” o imieniu „Koszałek”, na słowo „człowiek”. Czy ta fundacja ratuje takimi apelami swoje finanse, tego nie wiem. Ale na pewno jest ona sztandarowym przykładem instytucji i ludzi, realizujących coraz szybsze odchodzenie naszej cywilizacji od resztek rozumu.

 Jak przeczytacie tę opowieść o starym człowieku i ona wasz nie wzruszy (bo zapewne tak będzie) przeczytajcie zlinkowany na końcu artykuł o starym, nieszczęśliwym  koniu, On was wzruszy na pewne. Ale jak już przeczytacie, zapytajcie samych siebie,  komu tu odbiło? Czy stare konie, zwierzęta, mają umierać tak jak ludzie? Może jeszcze należy im wyprawiać uroczyste pogrzeby? A może grzebać w trumnach?

 

Starość przyjdzie do każdego z nas. Najpierw ukradkiem będzie odbierała siłę i sprawność. W międzyczasie siwizna przyprószy  włosy, a skórę, dotąd napiętą i jędrną, czas sukcesywnie naznaczy głębszymi zmarszczkami. I któregoś dnia, szurając kapciami, przyniesiesz sobie kubek gorącej herbaty, zasiądziesz w swoim ulubionym fotelu i pomyślisz, że dobrze jest po latach pracy nic nie robić. Dobrze jest odpocząć… I masz do tego prawo, bo jesteś człowiekiem.

 

Stare, skrzypiące drzwi w końcu ustępują. Ten kawał głośno protestującego, zbutwiałego drewna z żelaznymi, pordzewiałymi zawiasami i klamką, jest jak wrota do piekieł. Zaduch, brud, dwie izby jak klatki, sklecone z obdartych z tynku pustaków, zardzewiała blacha węglowego pieca, zwisające z powały łańcuchy, stół z przegniłych desek i rozlatujący się ze starości, zżarty przez korniki barłóg. Tu się nie inwestuje. Tu wszystko jest po to, by stary, chory człowiek, o którego dba się mniej niż o stare zwierzę, skończył swoje dni. Nikt nie dołoży do jego wegetacji, umierania. Nawet kilku złotych. To było by wyrzucenie pieniędzy w błoto.

 

Właściciel domu dawno o nim zapomniał. Tak jak o swoim rodzicu, wegetującym, dogorywającym w nieogrzewanej izbie. Prowadzi od lat skup zwierząt na rzeź. Bierze wszystko. Trzodę, kozy, owce, bierze stare byki i chore krowy. Skupuje też konie. To do niego dzwonią inni handlarze, gdy mają, jak sam mówi, „końskie ścierwo”, które wstyd trzymać. Nie ma więc czasu dla rodzica. Zresztą, za tymi starymi drzwiami, w tym domu na odludziu, go nie widać.

 

Gdy wchodzimy do starej izby, przydusza nas zapach moczu. W rogu, na brudnym barłogu, z od lat nie praną pościelą, w starych pleśniejących szmatach, leży stary człowiek. Właściwie to leży ludzka starość. Wystające żebra, wystające guzy biodrowe, sterczący kręgosłup. I bezradność. Taka niemoc, brak panowania nad własnym ciałem wynikająca z zaawansowanego wieku.

 

Przygląda nam się z rozwagą, jak gdyby wiedział, że jesteśmy dla niego jedyną szansą i ostatnią nadzieją. My nie możemy zrobić nic poza garścią zdjęć i nagraniem krótkiego filmu. Nie możemy go zabrać interwencyjnie i otoczyć opieką w domu spokojnej starości. Człowiek wychudzony, kulawy i powłóczący nogami jest chory na starość…

 

Musiał być kiedyś bardzo dzielnym człowiekiem. Tylko tacy ludzie mają szansę dożyć tak sędziwego wieku. Może nawet był czyimś ulubieńcem, może ktoś kiedyś przynosił tylko dla niego chleb z miodem? Może jakieś dziecko chciało się tylko z nim bawić, bo był spokojny i taki cierpliwy? A może gdzieś tam miał swój mały biznes, a może był zwykłym wiejskim rolnikiem, który uprawiał i pomagał innym w gospodarstwie. Czegokolwiek jednak w życiu nie robił, popełnił błąd, którego się ludziom nie wybacza. Zrobił się stary. A stary to zbędny, bo dla ludzi, za lata pracy dla innych, jest dogorywanie w samotności, zamiast choć jakiej emerytury.

 

Dziś czeka na śmierć. Syn myśli, że ma co jeść, że z głodu nie umiera, więc jeszcze ze dwa tygodnie nie będzie go odwiedzał. Wychodząc, głaszczemy go po ciepłych, miękkich policzkach. Staruszek bezradnie wtula się w ręce, a my ukradkiem ocierając łzy, szepczemy mu do ucha, że postaramy się po niego wrócić.

 

O tym starym człowieku nie wiemy wiele. Tyle tylko, że kiedyś przyjechał z okolic Szczecina. Że miał towarzyszy, równie starych, że ich już nie ma… został już tylko on…

 

Prosimy z całego serca o ratunek dla tego starego, odartego z godności człowieka. Prosimy o pomoc dla tego, któremu człowiek odebrał miłość i zdrowie, a za lata pracy skazał na wegetację.
Dziś, niechciany i porzucony, może liczyć tylko na pomoc wielu obcych ludzi. By ten stary człowiek żył, dużo osób musi uznać, że życie starego spracowanego człowi9eka jest cokolwiek warte.
Mamy 2 tygodnie (do 13 października), by go wesprzeć. I tyle samo czasu, by zebrać środki na wykup miejsca w domu spokojnej starości, transport, diagnostykę, leczenie i dobre życie.

 

 

https://centaurus.org.pl/koszalek/?gclid=CjwKCAjwq_D7BRADEiwAVMDdHv6S8qmvjIyz6B98Nn2TVMGbkcUJlJCuDIpnh37VXk1bZZdRE-d2WBoCwTcQAvD_BwE#historia

 

 

 

Starość przyjdzie do każdego z nas. Najpierw ukradkiem będzie odbierała siłę i sprawność. W międzyczasie siwizna przyprószy  włosy, a skórę, dotąd napiętą i jędrną, czas sukcesywnie naznaczy głębszymi zmarszczkami. I któregoś dnia, szurając kapciami, przyniesiesz sobie kubek gorącej herbaty, zasiądziesz w swoim ulubionym fotelu i pomyślisz, że dobrze jest po latach pracy nic nie robić. Dobrze jest odpocząć… I masz do tego prawo, bo jesteś człowiekiem.

Ogromna, metalowa brama w końcu ustępuje. Ten kawał głośno protestującego żelastwa jest jak wrota do piekieł. Błoto, brud, klatki i boksy sklecone z zardzewiałych blach, z łańcuchów, z przegniłych desek. Tu się nie inwestuje. Tu wszystko jest po to, by zarobić na chorych i starych zwierzętach. Zarobić choć kilka złotych. Na ich zabiciu.

Właściciel prowadzi ten skup od lat. Bierze wszystko. Trzodę, kozy, owce, bierze stare byki i chore krowy. Skupuje też konie. To do niego dzwonią inni handlarze, gdy mają, jak sam mówi, „końskie ścierwo”, które wstyd trzymać. Za tą ogromną, pordzewiałą bramą ich nie widać.

Gdy wchodzimy do starej obory, przydusza nas zapach obornika. W rogu, uwiązany byle jak sznurkiem do ściany, stoi koń. Właściwie to stoi końska starość. Wystające żebra, wystające guzy biodrowe, sterczący kręgosłup. I bezradność. Taka niemoc, brak panowania nad własnym ciałem wynikająca z zaawansowanego wieku.

Koszałek przygląda nam się z rozwagą, jak gdyby wiedział, że jesteśmy dla niego jedyną szansą i ostatnią nadzieją. My nie możemy zrobić nic poza garścią zdjęć i nagraniem krótkiego filmu. Nie możemy Koszałka zabrać interwencyjnie i otoczyć opieką na folwarku. Koń wychudzony, kulawy i powłóczący nogami jest chory na starość…

Koszałek musiał być bardzo dzielnym koniem. Tylko takie zwierzęta mają szansę dożyć tak sędziwego wieku. Może nawet był czyimś ulubieńcem, może ktoś kiedyś przynosił tylko dla niego słodkie marchewki? Może jakieś dziecko chciało jeździć tylko na nim, bo był spokojny i taki cierpliwy? A może gdzieś tam ciągnął niewielką bryczkę, a może był zwykłym wiejskim koniem, który pomagał w gospodarstwie. Czegokolwiek jednak w życiu nie robił, popełnił błąd, którego się zwierzętom nie wybacza. Zrobił się stary. A stary to zbędny, bo dla koni, za lata pracy dla człowieka, jest rzeźnicki hak zamiast emerytury.

Dziś Koszałek czeka na transport do ubojni. Handlarz mówi, że dobrze je, że przybiera na masie, więc jeszcze ze dwa tygodnie będzie go tuczył. Wychodząc, głaszczemy Koszałka po ciepłych, miękkich chrapach. Staruszek bezradnie wtula się w ręce, a my ukradkiem ocierając łzy, szepczemy mu do ucha, że postaramy się po niego wrócić.

O Koszałku nie wiemy wiele. Tyle tylko, że przyjechał z okolic Szczecina. Że miał towarzyszy, równie starych, że ich już nie ma… został już tylko on…

Prosimy z całego serca o ratunek dla tego starego, odartego z godności konia. Prosimy o pomoc dla Koszałka, któremu człowiek odebrał miłość i zdrowie, a za lata pracy wysłał na rzeź.
Dziś, niechciany i porzucony, może liczyć tylko na pomoc wielu obcych ludzi. By Koszałek żył, dużo osób musi uznać, że życie starego spracowanego konia jest cokolwiek warte.
Mamy 2 tygodnie (do 13 października), by go odebrać. I tyle samo czasu, by zebrać środki na wykup, transport, diagnostykę, leczenie i dobre życie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...