czwartek, 27 sierpnia 2020

Niedoszły uścisk dłoni pana radnego Marka Zalotyńskiego.

W dniu 14 czerwca opublikowałem felieton zatytułowany „Ulica Tadeusza Ryczaja za ulicę Lecha Kaczyńskiego. I Wyklętych”. Kto ciekawy, przeczyta. ( https://andrzejtalarek-poezje.blogspot.com/2020/06/ulica-tadeusza-ryczaja-za-ulice-lecha_14.html ) Generalnie nawoływałem w nim do zgody, do pogodzenia się dwóch zwaśnionych polskich/mieleckich plemion, czego wyrazem miałby być obopólny konsensus w sprawie uczczenie postaci ważnych dla poszczególnych środowisk: Tadeusza Ryczaja, Lecha Kaczyńskiego czy Żołnierzy wyklętych choćby przez nadanie ich imion ulicom, placom, czy budowie pomników.

 W odpowiedzi być może na mój apel, ale pewnie na pozyskaną informację, że trwają działania komitetu społecznego, chcącego uczczenia Tadeusza Ryczaja, grupa 9 radnych PiS złożyła miesiąc później wniosek o nadanie jednemu z rond imienia kapitana Bastyra. Pech chciał, że wcześniej niż oni komitet społeczny złożył do przewodniczącego Rady Miasta informację o podjętych działaniach i wniosku przewodniczących rad osiedli o takiej inicjatywie.

 Zaczął się wyścig. Był o tyle nierówny, że wystarczyło 3 radnych PiS by stosowny wniosek złożyć, ale w drugim przypadku co najmniej 300 mielczan pod przywództwem specjalnie powołanego do tego celu Komitetu.

No i stało się, że wniosek o uczczenie kapitana Bastyra podpisało 9 radnych PiS, a wniosek o uczczenie Tadeusza Ryczaja ponad 1700 mielczan (po weryfikacji miejsca zamieszkania zostało ich prawie 1400).

 Na posiedzeniu w czwartek 27 sierpnia rada Miasta rozpatrywała oba wnioski. Przyszedłem oczywiście na to posiedzenie, jako że sprawą uhonorowania Tadeusza Ryczaja zajmuję się prawie od dziesięciu lat, napisałem w tej sprawie kilka felietonów, uczestniczyłem w niezliczonych dyskusjach czy wręcz kłótniach internetowych osoby Ryczaja tyczących, więc nie mogłem postąpić inaczej. Poprzedniego dnia napisałem felieton bardzo prowokacyjnie zatytułowany „Fałszerze czy mordercy historii Mielca? W kontekście jutrzejszego głosowania w Radzie Miasta”.

 

Po przywitaniu się z kolegami z Komitetu  społecznego, którego też byłem członkiem, chciałem podać na powitanie dłoń także panu radnemu Zalotyńskiemu, ale powiedział publicznie, że dłoni mi nie poda, po tym co wczoraj napisałem. Że nazwałem go w felietonie mordercą.

Oczywiście skłamał, co można łatwo sprawdzić. Ale nie ma to znaczenia. W duchu pojednania zakładam, że po prostu postąpił tak, jak mu radził jego honor. Honor harcerza, którym chyba jest od zawsze i honor prawicowego działacza.

 Co prawda uściśnięcie komuś dłoni to bardzo stary symbol w naszej kulturze. Od wieków podkreśla on równość między obiema stronami. Przykładowo rycerz uścisnąłby dłoń innemu rycerzowi, ale już nie chłopu. Osoby znajdujące się na różnych szczeblach hierarchii społecznej mogły wymieniać jedynie ukłony. Niepodanie komuś ręki sugerowało zatem, że drugą stronę traktuje się jak kogoś o niższej wartości. Jeszcze w II Rzeczypospolitej było to tak czytelną zniewagą, że prowadziło nieraz do pojedynków.

 Ja zakładam pojednawczo, że jako stary komuch muszę się sam zaliczyć do kategorii niższej niż Pan Radny Zalotyński. Czy od tej porty będę się mu jedynie kłaniał? Raczej pewnie nie. Zapewne też, jako osoba bardzo pokojowo nastawiona do ludzi, nie wyzwę go na pojedynek. No bo i na co? Na łopaty? Sądząc po posturze i wieku od razu miałbym do tyłu.

Fakt, ja jestem z chłopów, czego nigdy nie ukrywałem. A mój adwersarz ma takie pańskie nazwisko. To zobowiązuje.

 Ale zostawmy to.

 Dla sprawy pojednania mielczan mogę zrobić wiele. Nawet zapomnieć zniewagi

Bo decyzja Rady Miasta o nadaniu rondu imienia Tadeusza Ryczaja jest decyzją wręcz rewolucyjną społecznie. Może bowiem zatrzeć dotychczasowe podziały wśród mielczan i próbuje wyjść naprzeciw tej ich ogromnej grupie, którzy świadomie żyli w latach polskiego socjalizmu, mimo wszystkich przeciw z sentymentem wspominają tamten czas, a dyrektor Ryczaj, jego uhonorowanie, jest dla nich symbolem tego, że ten ich świat nie zapadnie w zapomnienie, w historyczną nicość. Jak choćby żydowski świat Mielca.

 To ogromna wartość. Nie do przecenienie.

Wierzę, chcę wierzyć, że tę wartość doceniają przywódcy mieleckiego PiS – u , którzy widzą trochę dalej niż prosta nienawiść, którzy chcą to nasze obolałe w sporze społeczeństwo jakoś integrować. Choćby w minimalnym stopniu. Nie dzielić.

 Wierzę w to, wierzę nawet wtedy, kiedy słyszę coraz liczniej pojawiające się w Internecie wołania o to, żeby wojewoda, żeby IPN unieważnili decyzję Rady Miasta, przekreślili ją w imię jakiś bzdurnych, wyimaginowanych zarzutów o propagowanie komunizmu.

 My nie propagujemy komunizmu. Na to jesteśmy za mądrzy. Mądrzejsi, czasem obawiam się, od tych, którzy twierdzą, że propagujemy.

Ale dla wspólnej zgody zapomnijmy o takich licytacjach.

 Pan radny Marek Zalotyński powtarzał, ze jego propozycja uczczenia kapitana Bastyra nie jest motywowana politycznie. Będziemy mieli teraz okazję przekonać się o prawdziwości jego twierdzeń.

 Apeluję z tego miejsca o wielkie mieleckie porozumienie nad podziałami. Nawet kosztem jednego czy drugiego skrzywdzonego przed laty przez polski komunizm. Takie jest życie.

Ale za to wbrew tym napalonym młodym ludziom, nie pamiętającym tamtych czasów, a będących bardziej zajadłymi w nienawiści, niż ci naprawdę pokrzywdzeni.  

 


1 komentarz:

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...