zdjęcie jak najbardziej oficjalne.
Kolejna
rocznica urodzin zawsze wywołuje w człowieku jakieś tam refleksje związane z
upływem czasu, a jak już tego czasu upłynie dużo, to także ze starzeniem się.
Bo
do którejś tam rocznicy człowiek o starzeniu nie myśli. Raczej o nowych
wyzwaniach, które może przymieść czas. Aż wreszcie przychodzi rocznica
pięćdziesiątych urodzin i wraz z nią konstatacja, że to już z górki.
Potem
są urodziny sześćdziesiąte, które – jak się ma zdrowie i nadal żyje –
przechodzą tak mimochodem, jakby trochę zawstydzone. Kobiety najczęściej żegnają
się z pracą, a mężczyźni marzą, by jeszcze rok w niej wytrwać, to już potem nie
zwolnią.
Potem
są urodziny sześćdziesiąte piąte i znowu przychodzi czas pożegnań z pracą
zawodową (piszę oczywiście tylko o ludziach ZUS – u, bo inni , policjanci,
strażacy, już od wielu lat nie wiedzą, co z sobą zrobić, zasłużenie
wypoczywając).
Albo
i ten czas pożegnań nie przychodzi.
Bo
czasami przychodzi wcześniej refleksja: a co ja będę robił na emeryturze. Jaki
będzie ten mój nieustający, zasłużony wypoczynek. Czy przypadkiem szlag mnie nie
trafi z nudów w tym wypoczywaniu? I czy niska emerytura pozwoli mi nadal żyć z
godnością? Czy braki na podstawowe artykuły nie zmuszą mnie do szukania pomocy?
Do żebrania, albo protestowania przeciwko zbyt niskim emeryturom. Bo SA niskie.
Obserwuję
często na Facebooku dyskusję o marnych, niskich, polskich emeryturach. Ale
kiedy tylko zadam pytanie – to może by dłużej pracować? – spotykam się ze
zdecydowanym odporem narzekających. Ba, nawet z atakami.
Bron
Boże, żadnej dłuższej pracy. My chcemy obniżenia wieku emerytalnego!
LEPIEJ ŚWIĘTOWAĆ NIŻ PRACOWAĆ!
PiS
doskonale wyczuł atmosferę panującą w narodzie i obniżył wiek emerytalny.
Kobietom bardzo. Z potencjalnych 67 lat do 60. Nikt kobietom nie powiedział, że
w wieku 67 lat miałyby emeryturę ok. 70 % wyższą, niż mają (przy takich samych zarobkach)
w wieku 60 lat.
Ale
żeby tonować protesty na niskie emerytury wprowadzi się emeryturę 13-tą, potem
14-tą, potem 15-tą… Jednak lepiej świętować niż pracować.
No
tak, tylko co robić w to nieustanne święto, jak się nie ogląda TVP i wszystkich
jej głupkowatych seriali i programów? Jak się nie uznaje za sens życia
obrabianie w kółko tych kilku grządek, by zabić czas i uzyskać dodatkowy
przychód w wysokości może 500 zł?
Można
brać udział w zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, chodzić na emerycką
gimnastykę, czasami pojechać na emerycką zbiorową wycieczkę, pójść na emerycki
bal, podziałać w kole emerytów i rencistów, a nawet – co doświadczyłem – w Radzie
Seniorów.
Pomijając
już fakt, że w zorganizowanych zajęciach bierze udział bodajże 8% emerytów, to
nieodparcie zawsze wisi nad nami pytanie – jaki to ma sens?
Sensowniejsze
oczywiście jest wychowywanie wnuków, czy pomoc w wychowywaniu – i temu często
poświęcają się kobiety na emeryturze. Przynajmniej do czasu, jak wnuki mają
tego dość.
A
cała reszta? Cały ten czas przez np. 20 lat?
Że
nie wiemy, ile będziemy żyli? No, nie wiemy. Wiemy jednak, że ludzie żyją coraz
dłużej. Widzi się bardzo często pogrzeby dziewięćdziesięciolatków lub
podobnych. To chyba straszna męka, tyle wypoczywać?
Co
dnia myśleć z rana: a co ja będę dzisiaj robił? Czym się będę dzisiaj
zajmowała? Obiad i nieustanne seriale? Życie tym wymyślonym przez innych
życiem? Czy może być coś bardziej fałszywego? Nudnego? Ale jak nie ma wyjścia,
to co robić?
A może jednak dłużej pracować?
Tylko
praca w życiu ma sens. Wypoczynek może być jedynie jej uzupełnieniem. Wsparciem
dla niej. Żeby trwała. Żeby była efektywna. Przynosiła owoce.
Wszystko
inne jest zamazywaniem bezradności, zacieraniem śladów wiodących do śmierci.
Bo
żyje się wtedy, jak się pracuje. Gdy się kończy pracować, zaczyna się
umieranie.
I
wcale nie twierdzę, że musi to być praca w firmie. Bo jak się nie ma swojej
firmy, to różnie bywa. Mogą człowieka nie potrzebować, można już nie mieć takiej
sprawności intelektualnej, by podołać obowiązkom. Można zwyczajnie nie mieć zdrowia.
Ale
trzeba coś robić. Coś pożytecznego. Nie tylko dla siebie. Dla innych także.
Może to rzeczywiście być rada emerytów, jeśli da innym satysfakcję i pozwoli im
na chwilę zapomnieć o nudzie „zasłużonego wypoczynku”. Może to być kierowani społeczne
różnymi stowarzyszeniami. Ale nich przynoszą rzeczywiście owoce, niech będą
rzeczywiście potrzebne ludziom, a nie będą jedynie zaspokojeniem próżności
działacza, czyli tak naprawdę zamazywaniem rzeczywistego stanu, w jaki ten ktoś
się znajduje.
Mnie
Bóg dał – jak na razie - i zdrowie, i siłę, i sprawność intelektualną, bym
nadal mógł pracować. Nie wiem, jak to długo jeszcze potrwa i szczerze mówić,
boję się tego czasu, gdy sam sobie będę musiał powiedzieć: dość.
Bo
trzeba mieć wyczucie, by odejść przed chwilą, gdy ktoś mógłby mi powiedzieć: dość.
Panu już dziękujemy.
Ale
póki co znajduję czas i na pracę zawodową, i na pisanie, i na uprawianie ogródka,
i na wnuki. A nawet na ćwiczenia na siłowni, która stała się moją organiczną
potrzebą.
I
nawet kupiłem sobie gitarę, by na starość nauczyć się na niej brzdąkać do
rytmu, bo wnuczki uwielbiają śpiewać. Małe trzylatki, a znają już tyle kolęd.
Proszę
Boga, bym mógł jeszcze coś zrobić dla innych. Choćby pisać felietony. Tyle
zresztą umiem.
Dostałem
dzisiaj od znajomego życzenia: 100 lat i 1000 felietonów.
Dziękuję.
Ale ja już 1000 napisałem. Teraz zaczynam pisać drugi tysiąc.
Pewnie
nie wszyscy będą zadowoleni z tej mojej urodzinowej deklaracji. Ale skoro
znajomy, jednak o poglądach (politycznych) znacząco różnych od moich, życzy mi,
żebym nadal pisał, to może jednak to moje pisanie komuś się przydaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz