Jem mięso. Może czasami za dużo, i staram się
mniej, ale nigdy nie zostanę weganinem, jak Olga Tokarczuk. Nie zostanę nie
tylko dlatego, że lubię mięso, ale i dlatego, że po jej ostatniej wypowiedzi
żywię przemożną obawę, że także mi się wtedy coś stanie z głową. A przynajmniej
z moim dość konserwatywnym w niej światopoglądem.
Nigdy nie zabiłem żadnego zwierzęcia i może los
pozwoli mi uniknąć tego do końca życia. Nie lubię myśliwych, którzy zabijają
dla przyjemności zabijania. To jest ludzkie, bo zwierzęta zabijają, jak są
głodne, choć nie ogólnoludzkie, a także nieludzkie jednocześnie. Ale i nie
zwierzęce.
Jednak wychodzenie z tezą, że należy prawa
zwierząt wpisać do Konstytucji, jest dla mnie objawem zupełnej aberracji,
lewackiego myślenia o świecie, odejścia od jego odwiecznych praw, czego zresztą
pani Tokarczuk daje wyraz w swej powieści „Księgi Jakubowe”.
Być może jedzenie samych warzyw powoduje u
człowieka przypływ weny twórczej, jakiej ja nigdy nie będę miał, ale wolę jeść
mięso i jej nie mieć. Szczególnie kiedy ten przypływ następuje w określonych
okolicznościach, choć być może sprzyjających Nagrodom Nobla.
Już nieraz przekonaliśmy się, że obcowanie z
Czerską, czyli z Gazetą Wyborczą, wyzwala w ludziach jakieś zadziwiające myśli
i poglądy, które gdzie indziej byłyby nie do wyartykułowania lub nawet nigdy
nie pojawiłyby się w głowie. To tak, jakby na Czerskiej 8/10 usadowiła się sama
najnowocześniejsza europejska nowoczesność i sączyła stamtąd jakiś jad, trujący
umysły.
– Jestem przekonana, że przyszedł czas, by wpisać do konstytucji
zwierzęta – powiedziała Olga Tokarczuk podczas spotkania w
Centrum Premier Czerska 8/10. – Od lat
używam tego rozróżnienia na „istotę ludzką” i „nieludzką”. (….). Pierwszym prawem musiałoby być prawo o
godności tych zwierząt, które zakazałoby hodowli przemysłowej, która jest
piekłem i koszmarem naszego świata i wpływa na naszą świadomość, niszcząc nas
od środka.
Tokarczuk od dawna postuluje rezygnację z diety mięsnej, mając na względzie
i ochronę klimatu, i względy etyczne.
Kiedyś, dawno temu przeczytałem książkę, niezbyt grubą w porównaniu do 900
stron Ksiąg Jakubowych, ale taką, z której zapamiętałem więcej ważnego, niż z
tego opasłego tomu. To był „Mały Książe”.
W niej Król na prośbę Małego Księcia, żeby zarządził dla niego zachód
Słońca, odpowiada tak:
Żądać należy
tego, co można otrzymać. Autorytet opiera się na rozsądku. Będziesz miał swój
zachód Słońca. Zarządzę go, lecz poczekam w mądrości rządzenia, aż warunki będą
sprzyjające.
Pewnie Olga Tokarczuk czytała Małego Księcia.
Może jednak zapomniała ten wspaniale mądry akapit, a może Czerska i jej podobne
na całym globie nie pozwoliła jej na jego wyartykułowanie. Na jego stosowanie w
świecie, w którym chcemy natychmiast otrzymywać to, czego żądamy, bez refleksji
nad możliwościami dającego, w którym tzw. prawa człowieka, artykułowane przez
wszystkich i każdego z osobna, są świętością.
Klimat jest ważny. Może najważniejszy dla naszej
przyszłości. Przemysłowa hodowla zwierząt zapewne mu nie pomaga. Ale tak samo
nie pomogłaby hodowla tej samej ilości zwierząt w sposób tradycyjny. Powiedział
bym, że jeszcze bardziej by ten klimat zniszczyła. A ludzi przybywa na świecie
i jakoś tak jest, że wolą mięso niż miskę ryżu czy pierogi z kapustą.
Podejrzewam, że nikt sobie nie zadał trudu, by wyliczyć, jakie byłoby
oddziaływanie na klimat, gdybyśmy – o ile zmieściłoby się to na planecie – chcieli wszystkim ludziom zapewnić
jedynie pokarm roślinny. A oni zgodziliby się go spożywać 7 dni w tygodniu. No
może 6, bo w niedzielę zjadalibyśmy te nieliczne kury, chowane na sznurku przy
trzepaku, jak to było 60 lat temu.
Może byłoby tak jak ze śladem węglowym samochodów
elektrycznych, który okazuje się w wielu przypadkach być wyższy niż
spalinowych.
Ludzie jednak wolą mięso i coraz więcej tych
ludzi je woli. Bo nawet jak obżarta Europa czy Ameryka Północna może sobie
wegować, to pozostaje do napełnienia mięsem kilka miliardów spragnionych żołądków
w Azji czy Afryce.
Więc może jedynym
remedium na wzrost pogłowia świń na Ziemi, będzie zmniejszenie pogłowia
ludzi? Może powinno się nas mniej rodzić?
Kto nas robi w konia w tym świecie, który usiłuje
fałszywie opisywać pani Tokarczuk, a w którym ma znaleźć się miejsce dla praw
świń, a nie ma miejsca dla praw dzieci nienarodzonych?
W świecie, gdzie prawo świni ma być więcej warte
niż prawo człowieka nienarodzonego.
Kto nas oszukuje, wmawiając, że trzeba zbierać
torby foliowe dla ochrony środowiska, a jednocześnie namawiając do coraz
większej konsumpcji wszystkiego, co wyprodukuje globalny przemysł? Kto nas
oszukuje, mimo że wie, że cały ekonomiczny, ale i polityczny ład światowy jest
oparty na wciąż rosnącej konsumpcji indywidualnej i jak ona ustanie (powiedzmy
dla szczytnej idei ochrony klimatu), to wszystko wokół nas stanie, a za chwilę
się zawali. I kryzys światowy z 2008 roku będzie śmiesznie małym kryzysikiem.
Ja nie wiem, jak z tego błędnego koła wyjść. Ale
aby to zrobić, trzeba zacząć mówić prawdę, a nie zamazywać rzeczywistość, jak
to czyni Pani Tokarczuk nawołując do dania praw świniom a nie dania dzieciom
nienarodzonym, nawołując, jak to czyni w Księgach Jakubowych, do robienia co
tylko zechcemy. Pod warunkiem, że chcemy lewicowo, by nie powiedzieć, lewacko
Prawo świni zrównywane z prawem człowieka. Dobre.
I to pisze „eksportowy produkt” naszej polskiej
myśli humanistycznej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz