środa, 27 marca 2019

Czy tzw. działalność społeczna ma sens?


Może nie powiedziałbym o sobie, że jestem „jednostką aspołeczną”, bo termin ten budzi określone, negatywne, dość jednoznaczne skojarzenia, ale czasami, zastanawiając się nad swoim stosunkiem do tzw. pracy społecznej, myślę, że może i takową jednostką jestem.

Kiedyś jednostka aspołeczna to był wróg socjalistycznej Polski, do  którego milicjant mógł powiedzieć: obywatelu, Polska się wam nie podoba? Dzisiaj to najczęściej outsider, działający i postępujący niezależnie od społecznych zwyczajów, wartości i norm.

W świecie obalania norm, zmieniania zwyczajów i wartości, obalania autorytetów, bardzo wielu z nas mogłoby być uznanymi za jednostki aspołeczne. Za niedługo ta aspołeczność staje się być może normą. Tak jak normą seksualną usiłuje się zrobić homoseksualizm.

Ale wróćmy do tytułowego pytania.

Człowiek nie powinien być sam. Już o tym niedawno pisałem w felietonie „Polowanie na samotnego człowieka”. Człowiek powinien żyć w zbiorowości, w społeczności, w grupie.
Tylko czy to oznacza, że powinien społecznie, czyli za friko, na rzecz tej grupy pracować? Czy powinien swoją darmową pracą zastępować organa społeczności do tego przygotowane, przeznaczone i biorące za to pieniądze?

Czy inna działalność społeczna, która robi społeczeństwu dobrze, ale przysparza społecznikowi pieniędzy, często niezłych, jak w przypadku WOŚP, ma być wspierana i czy jest ona jeszcze „społeczna”? Jej efekty są z korzyścią dla społeczeństwa, więc jest działalnością społeczną, na rzecz społeczeństwa,  natomiast z samym tradycyjnym społecznikostwem, gdzie ktoś coś robi społecznie,, czyli za friko, niewiele ma wspólnego.

Żeby nie przedłużać, powiem, ze jestem przeciwny tradycyjnie pojmowanej „pracy społecznej”. Z jednym może wyjątkiem – tym wyjątkiem jest bezinteresowna pomoc dla ludzi cierpiących, chorych i umierających. Czy to wspomagając się środkami publicznymi czy prywatnymi. A są tacy wolontariusze czy nawet darczyńcy. Cześć im i chwała.

Prawie cała reszta jest dla mnie podejrzana moralnie. Prawie wszystkie inne działalności tzw. społeczne najczęściej służą zaspokajaniu indywidualnej potrzeby zaistnienia społecznika, jego wywyższenia się, poklasku etc. Zaistnienia na jakimś forum przez tzw. działacza społecznego.  Tam, gdzie winny działać służby państwa czy samorządu, przychodzą ludzie i coś robią dla innych za nie swoje pieniądze, tylko państwowe czy samorządowe, przy okazji zaspokajając swoją próżność zaistnienia publicznego, zaspokajając potrzebę sławy, poklasku, uznania.

Emmanuel Kant pisał, że tylko to, co czynione z obowiązku, jest prawdziwie dobre. A im bardziej czynione z obowiązku, tym lepsze. Innymi słowy im mniej pomagający czerpie z pomagania satysfakcji, im mniej ma z faktu pomagania radości, tym jego czyn jest bardziej godny pochwały. A w ogóle byłoby super, gdyby do czynu się nie kwapił, gdyby do niego wręcz się zmuszał.

Obserwuję mielecką scenę „społecznikowską” w której  także po trosze uczestniczę, i z własnej, i bez własnej woli. Są na niej ludzie i przedsięwzięcia godne wsparcia, ale jakby jest ich niewiele.

Nasi mieleccy „społecznicy” w znakomitej większości działają z chęci zaspokojenia własnych potrzeb psychicznych, w tym zdobycia poklasku i uznania środowiska.
Zapyta ktoś: czy to źle, jeśli przy okazji robią coś pożytecznego? Pewnie dobrze. Można przymknąć oczy na małości tego czy tamtego człowieka, gdy robi coś naprawdę pożytecznego dla społeczeństwa.

Ale jak wielu z nich robi? I po co robi coś, co powinny robić instytucje temu służące? Jaki interes ma władza, w wydzielaniu tych skromnych środków pomiędzy najróżniejsze organizacje zajmujące się najdziwniejszymi sprawami? Dla aktywizacji społeczeństwa/ Może. Może jest to cenne? Sam nie wiem.
Generalnie jednak taka działalność mi się nie podoba.

Jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że nie ma ludzi, których działalność społecznikowska, społeczna, budzi mój szacunek.
Bo zdarzają się wariaci, którzy kochają coś robić dla tego samego czegoś. I robiąc coś, oczywiście za darmo albo jeszcze do sprawy dopłacając, nie patrzą, czy  z tego tytułu ktoś ich doceni, ale robią wyłącznie z miłości do sprawy.

Ja znam jednego takiego. Zajmuje się poezją, czyli dziedziną, która prawie nikogo nie interesuje. I w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy nie tworząc, nie będąc poetami, zajmują się poezją dla zaspokojenia własnej pychy, on jeszcze tę poezję tworzy.
Ale takich wariatów jest niewielu. No może jest jeszcze jeden. Ten z kolei jeździ na rowerze. Kocha jeździć na rowerze. I też go nikt nie finansuje. I też na swojej działalności nie zarabia. Ani chyba wielkiej sławy z tego tytułu nie ma.

No i na koniec już taki pewny swego twierdzenia nie jestem. A wy jak uważacie? Ma sens prawdziwie społeczne działanie, czy nie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...