poniedziałek, 3 stycznia 2022

Zaproszenie dla mieleckiej policji po mandaty pod Górkę Cyranowską

 

Na Polaków można nakładać coraz to nowe podatki i opłaty i nikt z nas nie zaprotestuje.  Premier bowiem przekonująco te podwyżki podatków uzasadni większymi i wciąż rosnącymi potrzebami ludzi, którym państwo chce i musi pomóc. A jak chce i musi, to skądś musi też wziąć pieniądze. Także po to, by zatykać dziurę w budżetach po podwyżce cen, czyli tzw. inflacji.

 Władze miasta Mielca, a może i powiatu, bo nie wiem do końca, kto mielczanom zafundował ten pasztet, postawiły przy Górce Cyranowskiej znaki ograniczenia prędkości do 30 km/h. A nie jest to, jak wiemy, droga osiedlowa, na którą  mogą wejść dzieci, ale przelotowa ulica Mielca.

 Na dodatek ani w czasach, gdy te znaki stawiano, ani tym bardziej dzisiaj, nic nie wskazywało na zwiększone czynniki zagrożenia bezpieczeństwa, czy to dla ludzi, czy dla aut na tej ulicy.

Chociaż postawiono je jeszcze przez zmianami w prawie, dającymi pierwszeństwo dla pieszych na przejściach dla nich przeznaczonych, to nie słyszałem, żeby tam właśnie dochodziło do jakiś częstych kolizji pieszy – samochód, jak to się np. działo przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego czy przed wiaduktem, gdzie nadal obowiązuje 50 km/h.

Tym bardziej teraz, kiedy te przepisy się zmieniły.


 

Wprowadzono znaki ograniczenia do 30 km/h, kiedy mandaty za przekroczenia prędkości były znacznie łagodniejsze, ale i tak nie widziałem żadnych powodów merytorycznych, by to robić. Ostatecznie ograniczenie do 40 km/h można by jeszcze jakoś zrozumieć, ale taka radykalna redukcja?

Ktoś się rozminął z rozsądkiem, podejmując te działania. Słyszałem, że nawet Policja  była przeciwna takiej redukcji, ale urzędnicy postawili na swoim.

Że ten pomysł nie urodził się w głowach policjantów, przekonuje mnie to, że od paru miesięcy nigdy policjanci nie kontrolowali tam prędkości, a i za rządów starego taryfikatora bardzo by się na takich akcjach „obłowili”. Ale widać, że mają więcej rozsądku niż urzędnicy.

Teraz jednak, kiedy pieszy ma pierwszeństwo na przejściu dla pieszych, kiedy przejścia tam mają wykonaną dolną sygnalizację świetlną, kiedy za przekroczenie prędkości o 30 km/h, o co w tym miejscu jest bardzo łatwo, trzeba już będzie zapłacić 800 złotych (a za 40 km już 1000 złotych), a mimo tego nie ma żadnego sensownego ruchu ze strony urzędu, by tę beztroskę czy bezmyślność komunikacyjną naprawić, wypada jedynie zaprosić panów (i panie) policjantów z drogówki do zorganizowania kontroli prędkości. I do wystawiania stosownych, bardzo wysokich mandatów.

Myślę, że wkurzenie kierowców wystarczy za nacisk na stosowych urzędników, by zastanowić się nad swoim działaniem.

Przy okazji nasuwa mi się szersza refleksja o stosowaniu prawa w Polsce. Jak stwierdził Ten, Który w Polsce jest Prawem, nie ma sensu wprowadzać prawa, bo i tak Polacy nie będą go respektować. Bo już tacy ci Polacy są. (no może prócz prawa zakazującego aborcję)

Ja dodam, że tak naprawdę nie ma sensu wprowadzać głupiego prawa, bo wszyscy będą go omijali. A to pod Górką Cyranowską, to prawo urzędnicze, jest głupim prawem. Choćby dlatego, że jak można było obniżyć (nieskutecznie zupełnie) prędkość do 30 km/h, to może lepiej było na przejściu dla pieszych, zamiast światełek, zbudować próg, jak to się robi we wszystkich krajach, gdzie nie ma takiego, który jest prawem, i przed którym to progiem, kierowcy chcąc czy nie chcąc, absolutnie bez udziału policji, zmniejszą prędkość i nie zdążą się znowu rozpędzić.

Bo Policja przydała by się na Alei Kwiatkowskiego, gdzie jest 50 km/h, a gdzie  dzisiaj dwóch bohaterów mijało mnie z prędkością ok 90 – 100 km/h.

 

Prawo surowe, ale prawo. Ale nie głupie i egzekwowane.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...