niedziela, 17 maja 2020

Socjalistyczny elementarz Donalda Tuska



W tym roku mija 110 lat od powstania elementarza Mariana Falskiego. W zmienionej formie pamięta go moje pokolenie powojenne. Od 2018 roku wszystkie książki dla uczniów szkół podstawowych są darmowe. Raczej już nie przypomina się dzisiaj, że darmowe książki wprowadził rząd Donalda Tuska. To takie niepolityczne. Byłem przeciwko temu pomysłowi, jak jestem przeciwko dawaniuu 500+ każdej rodzinie i na każde dziecko. Poniżej mój felieton sprzed 6 lat.


Ludzkie mamuty, jak ja na przykład, uczące się czytać i pisać w socjalistycznej szkole lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych pamiętają swoją pierwszą (jakże często),własną książkę, czyli ELEMENTARZ  autorstwa Mariana Falskiego.

Słynne zdanie z Elementarza -  „Ala ma kota” - sparafrazowali niedawno ludzie, zwani kibolami, którzy niewiele więcej od Elementarza przeczytali, zmieniając jednak i bohaterów tego zdania, i jego wymowę, i nie wiedząc jeszcze, że premier Tusk także kiedyś elementarzem się ponownie zainteresuje.

„Darmowe książki dla każdego i dla każdego takie same” - idea będąca źródłem tego pomysłu jest w zasadzie i słuszna, i piękna, i z pozoru racjonalna ekonomicznie oraz społecznie.

Rozpasanie podręcznikowe od dawna budziło sprzeciw społeczeństwa, a szczególnie konieczność wymiany podręczników na nowe wersje po roku nauki (ostatnio ograniczona do lat trzech), konieczność kupowania co roku nowych i bardzo drogich – bo pięknie wydawanych -  książek, nawet jak rok wcześniej ich treść była taka sama. Sprytni wydawcy, by potęgować swoje zyski, robili takie podręczniki, w których coś trzeba było dopisać czy dorysować i podręcznik roczny był „do beki”. A urzędnicy kolejnych ministerstw kolejnych rządów na to pozwalali.

Czy w naszym stabilnym świecie historia Mieszka I czy Władysława Jagieły zmienia się co 3 lata? Czy co trzy lata dokonuje się epokowych odkryć w fizyce i biologii wywracających dotychczasowe podręczniki do klas pierwszych gimnazjum? Czy zasady matematyki zmieniają się co chwila nawet dla uczniów klas trzecich liceów? Oczywiście nie. To podręcznikowe drenowanie kieszeni rodziców trwa przy zgodzie naszej klasy politycznej od dwudziestu lat.
Czy nie można zrobić podręczników odpornych na zmiany trendów i mód przez ich czas życia? Czas życia liczony wieloletnim, np. czteroletnim używaniem? Oczywiście że można, ale się nie chce.

Tusk zechciał. I w zasadzie należało by go tylko pochwalić. W zasadzie. Bo pomijam już „pierepałki” z pisaniem takiego podręcznika – zaczynamy od klasy pierwszej, czyli od jakiegoś Elementarza – za które wzięto się zbyt późno i nie wiadomo za jakie pieniądze. Pewnie zdążą. I pewnie niedługo pierwszaki dostaną do użytku jakiś Elementarz, który będzie nasz wspólny, bo każdy z nas za niego zapłaci.
Wspólny, czyli niczyj. Już to przerabialiśmy. W socjalizmie. Dzisiaj robimy powtórkę.

Wspólny, czyli nie należący do bezpośredniego użytkownika, ucznia, który wcale nie będzie miał motywacji, by o niego dbać, choćby dlatego, że potem można go sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na czipsy lub tablet.
Wspólny, czyli socjalistyczny. A co jak co, ale to, co jest wspólne, a co prywatne nawet małe dzieci doskonale rozróżniają. I odpowiednio to tych typów własności podchodzą.

A jak bogaty rodzic w trzecim roku używania tego sponiewieranego, podartego, brudnego Elementarza nie zechce, by jego pociecha zarażała się bakteriami na nim wychodowanymi to co? Będzie mógł kupić dziecku nowy i świeży? Czy jednak dla politycznej poprawności będzie patrzył, jak jego pociecha z odrazą przewraca zaślinione kartki?

Bo w tym pędzie przypodobania się wszystkim, w tym obłędzie politycznej poprawności, która każe mówić, i pisać, i śpiewać, że wszyscy ludzie są równi, nie tłumacząc, że powinni być równi wobec prawa, a ci mądrzejsi, piękniejsi, sprytniejsi i tak będą bogatsi i będą mieli więcej, chce się dać każdemu tak samo. Daje się nasze wspólne pieniądze i tym biednym, którzy tego potrzebują, i tym bogatym, którzy nie potrzebują i nie chcą. A wszystko po to, żeby dziecko biedne się nie sfrustrowało, że ma starą książkę, a sąsiad ma nową.

Życie to i tak zweryfikuje, a za tę weryfikację będziemy płacić nadmiernym wydawaniem publicznych pieniędzy i stwarzaniem w dzieciach iluzji, że należy się równo wszystkim. A się nie należy!

Czy zamiast fundować darmowy podręcznik dla wszystkich nie należy po prostu zrobić to, o czym było powyżej: ograniczyć niezliczoną ilość rodzajów podręczników na rzecz jednego kompletu (dla każdej klasy czy rodzaju szkoły), tak by były one w użyciu aż do ich fizycznej śmierci lub dobrowolnej chęci wymiany na nowy? A każdy podręcznik byłby własnością ucznia, który go kupi, dba o niego i go potem odsprzedaje (lub daje biedniejszym za darmo, jak będzie miał taką wolę). A uczniom, których nie stać na zakup podręczników, dać je do używania, zastrzegając, że jeśli zniszczą podręcznik, to po roku używania będą musieli zwrócić np. 2/3 ceny. Po drugim roku byłoby to np. 1/3 ceny.

Zdrowe to, niesocjalistyczne, nie na nasz koszt i o ile bardziej ekonomicznie uzasadnione, bo globalnie o wiele tańsze. Od tego, co zaproponował pan Tusk, a co wszystkie cztery socjalistyczne partie w Sejmie poparły. I o wiele bardziej moralne.


Ps. Właśnie mija 104 rocznica wprowadzenia do szkół „Elementarza” Mariana Falskiego. Służył całym pokoleniom Polaków. W okresie międzywojennym ukazywały się kolejne wersje Elementarza, następna w 1949 (z elementami ideologii komunistycznej ), i wreszciew 1957.  I z tej wersji chyba  ja się uczyłem. Ostatnia wersja ukazała się w 1974. Podobno nadal jest do nabycia.

Elementarz Falskiego zrewolucjonizował metodykę nauki czytania w Polsce. Łączył on tradycyjne podejście z nowoczesną metodą syntetyczną, opracowaną przez samego Falskiego. Wynikało z niej, że osoba czytająca nie kieruje się kolejnością liter w wyrazie, lecz zwraca uwagę na początek i koniec słowa, a dopiero później zauważa części środkowe oraz wyróżniające się (za wikipedią).

 „Zmiana w dotychczasowej metodzie, która z powodzeniem stosowana jest nadal w większości systemów edukacyjnych na świecie, uważana jest za źródło problemów z czytaniem, z którymi zaczęły borykać się dzieci. Mimo że system nauki czytania i pisania oparty na rozpoznawaniu liter i sylab, a w kolejnym etapie składania ich w wyrazy, nie sprawdził się, w ciągu ostatnich kilkunastu lat był kontynuowany. Wydano wiele podręczników, które oparto na tej metodzie, co po dziś dzień spotyka się z krytyką ekspertów i opinii publicznej.

Profesor Bronisław Rocławski(…) sformułował tezę, jakoby właśnie środowisko współczesnych twórców podręczników i nauczycieli, wskutek stosowania niewłaściwych metod nauczania wczesnoszkolnego, stwarzało pokolenie dyslektyków” (za Mariką Kowalską)

Marian Falski podkreślał, że moment rozpoczynania nauki czytania jest kluczowy i, mając na uwadze harmonijny rozwój psychoruchowy dziecka, przestrzegał przed zbyt wczesną edukacją.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...