Zdjęcie za Promocja Mielec
Cała publicystyka – co zrozumiałe - w zasadzie kręci się
wokół epidemii koronowirusa, jej przebiegu i skutków dla społeczeństwa i
gospodarki, które przyniesie. Inne tematy schodzą n plan dalszy.
Co nie znaczy, że zniknęły nam z życia i że ich nie ma.
Tak jak nie zniknęła nam lokalna, mielecka władza i
niespodzianki, które nam co jakiś czas czyni.
I o jednej z takich niespodzianek będzie poniżej.
Świętej pamięci Prezydent Kozdęba wprowadził do obiegu
społecznego i naszego mieleckiego życia jedną ważną innowację. Był nią odbiór
odpadów zielonych z nieruchomości w Gminie Miejskiej Mielec.
Do specjalnie opisanych worków ładowaliśmy wszystko to, co
nam wyrosło na działkach a czego nie dawało się zgospodarować np. w
kompostownikach i po przyklejeniu kodu adresowego wystawiało się taki worek
przed domem. Raz w tygodniu służby miejskie zabierały te worki.
Przyzwyczajony do takiego działania a nie poinformowany
wcześniej o wprowadzonych zmianach już od lutego ładowałem odpady zielone w
worki i czekałem na kwiecień. Przygotowałem takich worków 30, bo ja akurat nie
ograniczam się na swojej działce do paru iglaków, ale mam wielką liczbę drzew i
krzewów.
Jakież było moje zdziwienie, gdy pod koniec marca dowiedziałem
się, że odbiorów odpadów zielonych w workach nie będzie. W MPGK gdzie
zadzwoniłem, jakaś pani mętnie mi tłumaczyła, że teraz będą specjalne pojemniki
na odpady bio, a jak przypadkiem nie uda nam się takimi odpadami pojemnika
zapełnić, to będzie można dodać do niego trochę odpadów zielonych. Ale w
workach to już nie. I że co gram glipa, skoro dostałem rozpiskę i tam jak byk
stoi, że tylko bio.
Ja bio wyrzucam do kompostownika i na guzik mi taka łaska
Gminy.
Ja się gminy pytam, co ja zrobię z liśćmi jesienią, gdy
znowu będę miał ich pewnie z 30 albo 40 worków? Że mogę sobie odwieźć do PSZOK?
Ale pani mi powiedziała, że nie wie, czy tam mi przyjmą. Chociaż
w wykazie odpadów do przyjęcia mają.
Ja się pytam gminy, czy w takim razie gmina nie powinna unieważnić
uchwały o tym, że nie wolno palić ognisk. Bo jak nie było odbioru odpadów
zielonych to ja gałęzie i liście po prostu spalałem. Czasami to było uciążliwe
dla otoczenia. Ale wcale nie tak uciążliwe, jak palenie przez pół roku w piecach
węglem albo drewnem, czy śmieciami. Nawet
nie tak uciążliwe, jak robienie co niedziela grilli.
Ale ogniska nie wolno, a w piecu wolno. Czas ognisk to dwa
tygodnie, czas pieców to pół roku.
Wiem, że sytuacja budżetu gminnego jest trudna. Ja mogę się
dokładać, płacąc dodatkowo za wywóz odpadów zielonych. W workach. Ale nich
gmina mi to zapewni, niech to zorganizuje. A jak nie, niech mi nie przysyła
straży miejskiej, gdy będę palił liście i gałęzie na swojej działce.
Wniosek z tego jeden. Nie warto mieć na działce wielu drzew.
Pomimo apeli co bardziej nawiedzonych obrońców środowiska, dla których każde
drzewo w mieście warte jest prawie tyle, ile pojedynczy obywatel, trzeba się drzew
z działek pozbywać.
Bo Gminie chyba wcale nie zależy na tym, by zieleni Mielcu było
dużo.
Zapytam na koniec – gdzież są te panie radne, które chcą mieć
kwietne łąki w mieście?
Nie wspomożecie Panie tych mielczan, którym jeszcze na
zieleni zależy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz