Przeczytałem informację w hej.mielec zatytułowaną „Milionowe kwoty uciekają szpitalowi? Chodzi
o kwalifikację pacjentów” i przestraszyłem się tego, co tam wyczytałem. https://hej.mielec.pl/pl/11_wiadomosci/50850_milionowe_kwoty_uciekaj_szpitalowi_chodzi_o_kwalifikacj_pacjent_w.html
Wciąż jeszcze wierzę, że autor artykułu błędnie odczytał
intencje pana Starosty, bo jeśli to wszystko, co napisał, jest zgodne z tym co
pan Starosta myśli i mówi, to należy bić na alarm.
Bo wynika z tego artykułu, że Pan Starosta stwierdza, iż w
Szpitalu Specjalistycznym w Mielcu, szczególnie na Szpitalnym Oddziale
Ratunkowym, brakuje nadzoru nad kwalifikowaniem pacjentów do poszczególnych
jednostek chorobowych.
Zastanówmy się chwilę nad tym stwierdzeniem. Przypuszczam,
że taką kwalifikację wykonuje lekarz, zajmujący się na SOR pacjentem. Nie
chciałbym podważać kwalifikacji medycznych takiego lekarza, bo wtedy musiałbym
zapytać: jak nie wie, jaką chorobę
leczy, to jak leczy, po co tam jest i za co mu się płaci? I w ogóle nich mnie
wiozą od razu do Rzeszowa, bo w Mielcu mnie zamordują.
Ale wiemy, że tak nie jest. Mnie samemu SOR wraz pogotowiem
uratowali życie.
Z dalszej wypowiedzi pana Starosty wynika, że tak się
dzieje, bo brakuje dyrektora finansowego. Ja przepraszam – to dyrektor
finansowy jest od kwalifikowania chorób? On ma stać nad lekarzem i mówić mu, co
jeszcze pacjentowi dolega?
Oczywiście można sobie także wyobrazić taką sytuację, że
lekarz SOR, dobry fachowiec, ale trochę bałaganiarz, machnie ręką po uratowaniu
życia pacjentowi i powie do sekretarki: niech mu pani wpisze zapalenie górnych
dróg oddechowych! Może tak być? Teoretycznie może, ale ja w to nie wierzę? Niby
dlaczego ten lekarz miałby tak lekceważyć sobie, to co zrobił? Niby dlaczego
miałby szkodzić jednocześnie szpitalowi, w którym pracuje? Nawet jak nie lubią
dyrektora szpitala i pana Starosty, to przecież znakomita większość z lekarzy
ma jakieś poczucie przyzwoitości, solidarności zawodowej, dba o swoje dobre
imię.
Więc o co chodzi?
Mówi dalej pan Starosta: Przykładem jest właśnie SOR, gdzie
nie ma limitów, tylko ile jest pacjentów i jakie procedury zostały zastosowane
to NFZ za to zapłaci. Oni zapłacą za
wszystko, tylko trzeba to odpowiednio ująć do statystyki.
Powiem szczerze: nawet jakbym tak myślał, to nigdy
publicznie bym tych słów nie wypowiedział. Bo jak ja je odczytuję? Jak może je
odczytać wielu ludzi? Ano tak, że pan Starosta namawia do „naciągania”
sprawozdawczości medycznej.
Jeśli nie uważa lekarzy za durniów, za leserów i
lekceważących swoje obowiązki (to dlaczego nadal pracują?), to jak to inaczej
odczytać?
Bardzo dobrze byłoby, gdyby pan Starosta powiedział, że
treść tego artykułu nie jest zgodna z jego intencjami.
Bo jak jest zgodna, to już widzę za niedługi czas w szpitalu
kontrolę NFZ, NIK albo i czegoś gorszego. Jeśli oczywiście przyszły dyrektor
finansowy na taki układ pójdzie.
Oczywiście jest też trzecia możliwość: to wszystko, o czym
piszę powyżej nie jest takie proste i oczywiste, jak mi się zdaje. Ale wtedy
albo trzeba rzecz przedstawić dokładnie, albo prostu zamilczeć.
Bo mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz