środa, 13 marca 2019

Czy ktoś chce kontroli NIK w mieleckim szpitalu?


Przeczytałem informację w hej.mielec zatytułowaną „Milionowe kwoty uciekają szpitalowi? Chodzi o kwalifikację pacjentów” i przestraszyłem się tego, co tam wyczytałem. https://hej.mielec.pl/pl/11_wiadomosci/50850_milionowe_kwoty_uciekaj_szpitalowi_chodzi_o_kwalifikacj_pacjent_w.html

Wciąż jeszcze wierzę, że autor artykułu błędnie odczytał intencje pana Starosty, bo jeśli to wszystko, co napisał, jest zgodne z tym co pan Starosta myśli i mówi, to należy bić na alarm.

Bo wynika z tego artykułu, że Pan Starosta stwierdza, iż w Szpitalu Specjalistycznym w Mielcu, szczególnie na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, brakuje nadzoru nad kwalifikowaniem pacjentów do poszczególnych jednostek chorobowych.

Zastanówmy się chwilę nad tym stwierdzeniem. Przypuszczam, że taką kwalifikację wykonuje lekarz, zajmujący się na SOR pacjentem. Nie chciałbym podważać kwalifikacji medycznych takiego lekarza, bo wtedy musiałbym zapytać:  jak nie wie, jaką chorobę leczy, to jak leczy, po co tam jest i za co mu się płaci? I w ogóle nich mnie wiozą od razu do Rzeszowa, bo w Mielcu mnie zamordują.

Ale wiemy, że tak nie jest. Mnie samemu SOR wraz pogotowiem uratowali życie.
Z dalszej wypowiedzi pana Starosty wynika, że tak się dzieje, bo brakuje dyrektora finansowego. Ja przepraszam – to dyrektor finansowy jest od kwalifikowania chorób? On ma stać nad lekarzem i mówić mu, co jeszcze pacjentowi dolega?

Oczywiście można sobie także wyobrazić taką sytuację, że lekarz SOR, dobry fachowiec, ale trochę bałaganiarz, machnie ręką po uratowaniu życia pacjentowi i powie do sekretarki: niech mu pani wpisze zapalenie górnych dróg oddechowych! Może tak być? Teoretycznie może, ale ja w to nie wierzę? Niby dlaczego ten lekarz miałby tak lekceważyć sobie, to co zrobił? Niby dlaczego miałby szkodzić jednocześnie szpitalowi, w którym pracuje? Nawet jak nie lubią dyrektora szpitala i pana Starosty, to przecież znakomita większość z lekarzy ma jakieś poczucie przyzwoitości, solidarności zawodowej, dba o swoje dobre imię.

Więc o co chodzi?

Mówi dalej pan Starosta: Przykładem jest właśnie SOR, gdzie nie ma limitów, tylko ile jest pacjentów i jakie procedury zostały zastosowane to NFZ za to zapłaci. Oni zapłacą za wszystko, tylko trzeba to odpowiednio ująć do statystyki.

Powiem szczerze: nawet jakbym tak myślał, to nigdy publicznie bym tych słów nie wypowiedział. Bo jak ja je odczytuję? Jak może je odczytać wielu ludzi? Ano tak, że pan Starosta namawia do „naciągania” sprawozdawczości medycznej.
Jeśli nie uważa lekarzy za durniów, za leserów i lekceważących swoje obowiązki (to dlaczego nadal pracują?), to jak to inaczej odczytać?

Bardzo dobrze byłoby, gdyby pan Starosta powiedział, że treść tego artykułu nie jest zgodna z jego intencjami.
Bo jak jest zgodna, to już widzę za niedługi czas w szpitalu kontrolę NFZ, NIK albo i czegoś gorszego. Jeśli oczywiście przyszły dyrektor finansowy na taki układ pójdzie.

Oczywiście jest też trzecia możliwość: to wszystko, o czym piszę powyżej nie jest takie proste i oczywiste, jak mi się zdaje. Ale wtedy albo trzeba rzecz przedstawić dokładnie, albo prostu zamilczeć.

Bo mowa jest srebrem, a milczenie złotem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komu odbija (się) na widok dyni i dlaczego

  Znowu w przełomie października i listopada mamy dwa święta zmarłych. Jedno oficjalne, obchodzone przez wszystkich Polaków, wierzących ...