wtorek, 28 kwietnia 2020

Czy gospodarka leśna przyczynia się do suszy w Polsce



Mój stosunek do Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe, ze szczególnym wyróżnieniem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie i jej mieleckich nadleśnictw,  jest już chyba dobrze znany czytelnikom moich felietonów. 

Ale nie zawsze był taki. Nie zawsze bowiem uważałem Lasy Państwowe za główny czynnik szkodzący lasom, a nie – jak same o sobie sądzą – tymże lasom, a Puszczy Sandomierskiej w szczególności – pomagający, dbający o nie.

Pamiętam jeden z felietonów, w którym chwaliłem Lasy Państwowe, konkretnie Nadleśnictwo Mielec, za zmeliorowanie podległych im lasów. A pisałem to w kontekście zdarzenia, gdy po obfitych opadach deszczu woda zalała podmielecką wioskę Trześń, która aktualnie zmeliorowaną nie była i płynącej z lasów wody nie miała gdzie odprowadzić. No i woda ją zalała. A mieszkańców szlg trafił.

Woda zalała wioskę, gdy mogła przecież pozostać w lesie. Protestował sołtys Trześni, a ja go wtedy wyśmiałem, doradzając mu, by też się zmeliorował.

Wtedy sobie tego nie uświadomiłem, że przecież las od wieków był wielkim rezerwuarem wody. Wchłaniał tę wodę i powoli ją potem oddawał. Czy to nielicznymi ciekami wodnymi, czy poprzez parowanie.

Dzisiaj w tym miejscu chciałem przeprowadzić proces samokrytyki mojej ekologicznej głupoty. Jakże mogłem myśleć, że tak gruntowne zmeliorowanie lasów, czynione przy okazji budowy tych szerokich, kamiennych dróg leśnych, zwanych dla niepoznaki „pożarowymi”, ostatnio zresztą polewanych asfaltem,  jest dla lasu czymś dobrym?
Jakże mogłem kiedyś być za odstrzałem bobrów, bo podobno „namnożylo ich się zbyt wiele”? i podobno przeszkadzały leśnikom w „racjonalnej” gospodarce leśnej?

Jak ja tak głupio mogłem myśleć? Więcej: jak w tej sprawie mogłem być tak głupi?
Na swoją obronę mogę mieć tylko to, że mądrzejsi ode mnie, kształceni w rolnictwie, leśnictwie i podobnych takich, myśleli tak samo. A że byli to także nasi leśnicy, zarządzający „naszymi” lasami, to wyszło, co wyszło.

A wyszło właśnie dzisiaj, kiedy susza zaczyna być tak prawie groźna jak koronawirus, kiedy brak opadów i bark wody spowoduje niedługo jej racjonowanie.
Nagle dla niektórych, w tym dla mnie, okazało się to, o czym inni od dawna mówili i przed czym przestrzegali – że Polsce grozi katastrofalny niedobór wody pitnej, wody dla wegetacji roślin, ba, dla przemysłu także. To że kilka lat temu stanęła elektrownia Kozienice, z braku wody w Wiśle właśnie, jakoś na nikogo nie podziałało, jak ta przysłowiowa woda, tyle że święcona, na diabła.

Jakie są plany nowo powołanego Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, nie wiem. Wiem tylko, że ma ono Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej z siedzibą w Warszawie, 11 regionalnych zarządów gospodarki wodnej, 50 zarządów zlewni i 330 nadzorów  wodnych.
Jaki wpływ na suszę ma ta wielka gromada urzędników? Żaden. Czy to ich wina, ta susza? A kogo mamy winić?
Czy należy meliorować Polskę całą, tak by woda jak najszybciej spłynęła do Bałtyku? Po drodze podtapiając Trześń i inne miejscowości? Bo jak jej jest za dużo, to wszystkim przeszkadza. A potem przez resztę roku jej nie ma i wszyscy do niej tęsknią.

O zawsze wiedziałem, ze trzeba utrzymywać w dobrym stanie kanały na terenach rolnych. I kiedyś robiły to tzw. spółki wodne. Potem przez długi czas nie robił tego chyba nikt. I jak Nadleśnictwo Mielec wykonało „wspaniałą” meliorację mieleckich lasów, okoliczne wsie nie były przygotowane na nadmiar wody, której do Bałtyku szybko nie dało się odprowadzić,. I to był czas, ze woda przeszkadzała. Teraz wszyscy prosimy Niebiosa o wodę.

A Lasy Państwowe najbardziej, bo tak s0bie te nasze lasy zmeliorowały, że nie tylko nic nie zostało dla Trześni, ale same zaczęły się od tego braku wody palić, o czym niedawno mogliśmy się naocznie przekonać.

Co dalej? Powiem, ze nie wiem.
Czy należy pozasypywać te drożne leśne rowy, by jednak woda posostawała w mieleckich lasach na dłużej, nawet jak czasem będzie trudno przez nie przejechać? Ja byłbym za takim rozwiązaniem.
Tak jak zdecydowanie jestem przeciwko zabijaniu bobrów. Szkodzą, fakt. Ale sumarycznie szkodzą pożytecznie. I tak powinno zostać.

A że mniej drewna wyjedzie z lasów? No to co. Może nie starczy Lasom Państwowym na kolejne asfaltowanie leśnych dróg i kopanie coraz głębszych rowów.


PS. Oczywiście dotknąłem tylko problemy braku wody i konieczności bądź nie melioracji ziem polskich.
Bo wyczytałem gdzieś, że „najistotniejsze działania rozwijające małą retencję wodną to:
·       odbudowa, modernizacja i budowa urządzeń piętrzących: jazów, zastawek, mnichów, stopni, w celu wykorzystania wody do nawodnień rolniczych, spowolnienia odpływu wód powierzchniowych, ochrony gleb torfowych, przeciwdziałaniu erozji na ciekach o dużych spadkach, podniesienia poziomu wód gruntowych na terenach przyległych,ü

·       uzupełnienie i modernizacja obiektów melioracyjnych pod kątem zachowania równowagi ekologicznej biotopów,

·       zatrzymywanie wód wiosennych roztopowych i opadowych w sadzawkach, potorfiach, oczkach wodnych i obniżeniach terenowych, wyrobiskach żwiru, gliny i pospółki,ü

·       odbudowa i modernizacja oraz budowa zbiorników wodnych (również podpiętrzanie jezior) o pojemności do 5 mln m3 na rzekach i potokach dla potrzeb nawodnień rolniczych, hodowli ryb, ptactwa wodnego, ochrony przeciwpowodziowej, energetyki oraz podniesienia walorów krajobrazowych i estetycznych przyrody, odbudowa, modernizacja i budowa nowych stawów rybnych”.

Jak się do tego ma melioracja mieleckich (i innych) lasów, niech sobie odpowiedzą sami leśnicy. Moim zdaniem ma się nijak

 https://www.laspolski.pl/Melioracje_po_nowemu_72019,strona-3556.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...