Każdy
człowiek pewnie chce, aby jego życie jakoś się zapisało w pamięci potomnych.
Większość z nas może liczyć jedynie na pamięć swoich bliskich, ale i ona najczęściej
przeminie w trzecim, czwartym pokoleniu.
Na
dzisiaj trudno powiedzieć, czy wielość środków rejestrujących nasze życie, z
jaką mamy do czynienia od 20 lat, pomoże tej pamięci czy nie za bardzo.
Bo
to, czy człowieka chcemy pamiętać, nie zależy od ilość zdjęć z jego podobizną,
ale od tego, co zostawił potomnym prócz odbitki swojej twarzy. Niby to takie
oczywiste, ale chyba do niewielu ta prawda dociera.
Jak
patrzę na te setki czy tysiące zdjęć, które mam w swoich albumach, to wiem, że
większość z nich po mojej śmierci dzieci wyrzucą, bo niczego im nie będą przekazywały.
Jakieś nieznane miejsca, jacyś nieznani ludzie, niezrozumiałe fascynacje.
Tak
będzie. Wielością zdjęć elektronicznych nie przejdziemy do historii, nie
zapiszemy się w pamięci. Zresztą jedno „off” wszystkie je unicestwi.
Te
oczywiste dla mnie refleksje wróciły do mnie w tych dniach z dwu powodów.
Jednym
z nich jest nieustająca wymiana poglądów o historii (ale i ludzkich postawach)
z moim fejsbukowym znajomym, dawnym mieleckim opozycjonistą. Wywodzącym się z
dawnej WSK PZL Mielec.
Jest
człowiekiem nieprzejednanym, niewybaczającym, twardym, o skrajnych często, ale
jednoznacznych, mocno konserwatywnych, katolickich poglądach, zdecydowanym.
Pewnie takie cechy musi mieć ktoś, kto kiedyś walczył z władzą komunistyczną. A
teraz władzę prawicową mocno popiera.
W fejsbukowej
dyskusji nad wierszem Herberta „Przesłanie Pana Cogito” padły m.in. takie
zdania:
·
„Dzisiaj wszelkiej maści towarzysze
mają odwagę. Nie widziałem jej, gdy nas pałowano i wsadzano do więzień”.
·
A ilu was zostało z tych 10 mln
członków? Może oni winni mieć odwagę was
bronić?
·
Bronić nas powinien każdy przyzwoity
Polak. Bo to właśnie "kwestia smaku" nad, którą się tak dzisiaj
wszyscy rozczulają,
·
(…) A co do pomocy tym nielicznym odważnym w stanie
wojennym, nielicznym, bo część internowanych też była odważna, gdy była w
tłumie, a po aresztowaniu, gdy zostali sami, to im przeszło: jak sobie Pan
wyobraża taką pomoc? Ja o Panu po raz pierwszy dowiedziałem się od Pana. W 2019
roku. Czy to moja wina?
Mój
internetowy mentor bardzo popiera upamiętnianie żołnierzy wyklętych, nawet
często z nim się o to ścierałem.
I dlatego
pomyślałem: a dlaczego nikt nie chce jakoś tam uczcić mieleckich
opozycjonistów, ludzi, którzy w latach osiemdziesiątych walczyli z
socjalistycznym państwem, którzy za to wiele osobiście wycierpieli, którym zniszczono
czy uniemożliwiono kariery, zmuszono do emigracji, którym może ta działalność
spaprała życie osobiste?
Tam uczcić!
Chociaż ich przypomnieć! Wymienić z nazwiska! Podać, co zrobili dla Mielca. Uhonorować
choćby odznaczeniem państwowym! Zapisać w jakiś miejskich kronikach!
Kronikach? Mamy
takie? Mamy w ogóle jakąkolwiek politykę historyczną? Coś tam napisze
Gąsiewski, czego przeciętny obywatel i tak nie przeczyta, Krempa pisze o
wojnie, Wanatowicz przypomina Żydów, a Skrzypczak wysoki patriotyzm.
A o
mieleckich opozycjonistach nikt nie pisze, prócz jakiś na wpół podziemnych,
prawie powielaczowych wydań dla swoich.
Dlaczego tak
się dzieje? Czy dlatego, że ich zasługi – niezależnie od poniesionych cierpień,
poświęcenia, życiowych katastrof – są tak mało znaczące dla historii miasta, że
niewato o nich mówić?
A może dlatego,
że teraz cały splendor bycia zasłużoną prawicą i dziedzicem działań
opozycyjnych przejęli ci, którzy z działalnością opozycyjną nie mieli nic
wspólnego i bardzo nie chcą, by koło nich plątali dawni opozycjoniści, którzy
się naprawdę dla niepodległości przysłużyli, a teraz odstawiono ich do kąta
historii?
Ja stawiam
na tę drugą wersję.
Dlatego
bardziej niż opozycjoniści zasłużeni dla dzisiejszej prawicy są wyklęci, bo oni
byli dawno i oni nie pamiętają, bo ich nie ma. A opozycjoniści są i pamiętają.
Może nie mam
w swoich sądach racji. Jak nie mam,
niech mnie ktoś z opozycjonistów poprawi.
Zbieram
podpisy poparcia dla nazwania ronda przy dawnej WSK imieniem Tadeusza Ryczaja.
Zbieram podpisy i potwierdzam swoje sądy, wyrażone niedawno w felietonie, o
rychłym wykreśleniu z naszej zbiorowej pamięci, z naszej mieleckiej historii
całej epoki. Tej epoki, której nienawidzi dzisiejsza prawica, której nienawidzą
dawni opozycjoniści.
Epoki
powojennego Mielca.
Moi
pracownicy mają nie więcej niż 40 lat. I gdy pytam, czy poprą inicjatywę, nikt
z nich nie wie, kto to był Tadeusz Ryczaj. Czasami jakoś tam zaświta, że to ktoś,
coś z WSK.
Cieszycie się,
dawni opozycjoniści? Cieszysz się mielecka prawico?
Dobrze mu
tak! Nich zniknie z pamięci Mielczan! – mówicie.
Nie cieszcie
się. Wasza debilna polityka historyczna daje efekty. Ale nie tylko wasza. Jak
bardzo szanuję dorobek prezydenta Chodorowskiego, to muszę stwierdzić, że on ją
zapoczątkował. Mógł wiele spraw załatwić, nie załatwił. Także niczego nie
zrobił prezydent Kozdęba. Dużo złego natomiast zrobił jego zastępca, jeszcze
jako dyrektor Zespołu Szkół Technicznych, który wykreślił z pamięci szkoły i
mielczan historię Technikum Mechanicznego, zastępując ją przedwojenną fikcją.
No bo jak mówić o komunistycznej szkole. Dobrze że go dosięgła zemsta Losu. Fatalnie
wpisał się w politykę historyczną Mielca
prezydent Kapinos, swoją decyzją o zmianie lokalizacji pomnika wyklętych. Teraz
kolej na prezydenta Wiśniewskiego. Zobaczymy.
Piszę o debilnej
mieleckiej polityce historycznej, bo za taką uważam antagonizowanie jednych
przeciwko drugim. Sam przez moment w tym uczestniczyłem, czego żałuję. Ale ja
jestem pojedynczym felietonistą amatorem, a wy jedną czy drugą siłą polityczną.
Skończcie u
diabła z przymusowym zapominaniem ludzi i zdarzeń z historii Mielca. Jedna z
osób, które podpisała listę poparcia, nie znając człowieka, zapytała swojej
mamy, a ta jej powiedziała: Ryczaj? To był dobry człowiek.
Jakże inne
zdanie niż ma mój internetowy mentor, który Ryczaja obarcza prawie wszystkimi
swoimi krzywdami. Myślę, że ma takie prawo. Ale nich łaskawie weźmie pod uwagę
to, co myślą o Ryczaju inni ludzie.
Brakuje wam
bohaterów, prawico?
Przecież
macie ich na kopy. Nie zapominajcie o nich. Nie twórzcie na siłę mitów, które z
rzeczywistością często mają mało wspólnego.
Z okazji 99
urodzin księdza kanonika Hanka sprawiono czci godnemu jubilatowi fajną imprezę
plenerową i w wielkim orszaku aut i rowerów, w asyście przebranych na
partyzantów panów, zawieziono go na Polanę
wyklętych.
Nigdy o
księdzu jubilacie nie słyszałem, więc poczytałem trochę o nim. Szczególnie zainteresowały
mnie wywiady z nim sprzed 10 lat.
Czytając, nie
mogłem oprzeć się negatywnym odczuciom w stosunku do przeprowadzającego wywiad redaktora,
który na siłę usiłował z księdza kanonika, jeszcze jako młodego mężczyzny, uczynić
partyzanta. Ksiądz bronił się jak mógł, że wcale partyzantem nie był, tylko
uciekł do znajomego oddziału przed wywózką na roboty do Niemiec. Ale redaktora
nie przekonał. I coś z tego przekonania redaktora chyba zostało.
A ja bym chętnie
poczytał o pionierskiej pracy księdza na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie od
podstaw tworzono polski Kościół, gdzie przyjeżdżali ludzie ze wszystkich stron,
gdzie nie było tradycji i kultury, gdzie wiara była i jest bardzo słaba, a
ksiądz mimo to działał, budował i odbudowywał kościoły, tworzył Kościół.
Ale to
nikogo nie interesuje. Ważne jest, żeby był partyzantem.
Kilka lat
temu byłem na otwarciu Inkubatora Technologicznego w Nowej Rudzi – Słupcu. Poświęcał
go miejscowy proboszcz. Siedzieliśmy obok siebie. Skąd pan jest? – zapytał. Z Mielca. A to tam jest ta
największa parafia w Polsce – powiedział. Ile macie parafian i księży? –
zapytał. Odpowiedziałem, że 28 tysięcy i 11 księży. I spojrzałem na jego buty.
Zdarte, pokrzywione, biedne. To była naprawdę biedna parafia. Ale on tam
działał.
Pewnie podobnie
było i z naszym księdzem kanonikiem Hankiem. Ale czy to kogoś obchodzi? Czy go
o to ktoś zapytał? Docenił?
Po co. Najlepiej gdyby był partyzantem.
Po co. Najlepiej gdyby był partyzantem.
Ludzie! Prawico
i lewico! Opanujcie się. Może trzeba życie brać takim, jakie jest. Przestać
nienawidzić, przebaczyć, zapomnieć.
Pozwolić na to, by uczcić sąsiada, który się dla Mielca zasłużył. Odłożyć, zniszczyć zawiść, nienawiść, jaka nam towarzyszy od lat. Bo od lat nie potrafimy docenić tego, co mamy.
Bo wszystkich
was zapomną a kolejni będą burzyć pomniki, które zbudujecie i zmieniać nazwy
ulicom. Tak dalej nie można.
Tyle.