sobota, 1 maja 2021

Dlaczego nie wszyscy kochają Konstytucję 3 Maja? I dlaczego nie powinni.

 


To felieton sprzed 4 lat. Nosił wtedy tytuł: "Polska! Ale czyja?". Kolejny raz, już pod aktualnym tytułem opublikowałem go 3 lata temu. Prawie nic się od tego czasu nie zmieniło, no, może opublikowano w 2020 roku "Ludową historię Polski", która to książka w sposób kompleksowy opisuje los polskich niewolników, chłopów pańszczyźnianych. Ich potomkom, dzisiejszemu ( w większości) społeczeństwu, każe się czcić rocznicę uchwalenia Konstytucji zwanej 3 majową, i ci potomkowie niewolników to święto uznali za swoje i corocznie go uroczyście obchodzą.  Skoro tak, skoro prawie nic nie uległo zmianie w ciągu tych czterech lat (nie ma już tylko prezydenta Kozdęby i Schetyna już nie rządzi Platformą), to felieton ten rocznicowo publikuję. Na wszelki wypadek dodając, że szanuję nasze święto narodowe,, bo jestem patriotą, ale nie mogę tego robić bezmyślnie, tylko z poczucia tzw "narodowej dumy".

Wciąż walczymy o Polskę. Uparci jak… Polacy. Na różnych frontach. Dziś na szczęście nie bitewnych, ale ideologicznych. Właśnie nowy front walki otworzył prezydent Duda, zapowiadając referendum w sprawie zmiany Konstytucji. Dziwne referendum. Także biskupi włączyli się do dyskusji o Polsce w liście pasterskim poświęconym patriotyzmowi. No i opozycja pod wodzą Schetyny zebrała się w Warszawie na wielkim marszu/wiecu w obronie czegoś tam. Najpewniej swoich przywilejów, które utraciła. Wierzy, że chwilowo.

Od lat, rok w rok, w dniu 3 maja nie idę, by czcić rocznicę uchwalenia Konstytucji, zwanej trzeciomajową.  W tym roku była to już 227 rocznica, a ja nie byłam na obchodach już pewnie 20 razy. Choć w tym roku po raz pierwszy dostałem od prezydenta Kozdęby oficjalne zaproszenie. Powiecie, że to niepatriotyczne? Może i tak. Chociaż uważam się za większego patriotę niż wielu, którzy ładnie składają wieńce pod Pomnikiem Wolności, wcześniej przecierpiawszy mszę świętą. 

A dlaczego nie obchodzę tego święta? Może dlatego, że jako jeden z niewielu, przeczytałem Konstytucję 3 maja i wyciągnąłem z tego czytania wnioski dla siebie.
No bo czy ktoś sobie zadał pytanie, a dlaczegóż my czcimy ten akt prawny, który praktycznie nigdy nie wszedł w życie, bo po niedługim czasie wszystkie jego postanowienia zostały przez kolejny sejm unieważnione?
Czy ktoś, kto nie jest potomkiem Narodu Polskiego tamtego czasu, czyli szlachty polskiej, liczącej 10% całej populacji zamieszkującej ziemie polskie, czyli ktoś, kto najpewniej jest potomkiem chłopów pańszczyźnianych tamtego czasu, zadał sobie pytanie, cóż dla niego ta Konstytucja miała uczynić?

Czy ktoś z dzisiejszych potomków chłopów pańszczyźnianych – a moi przodkowie byli chłopami – wie, co to był chłop pańszczyźniany? Jak nie wie, to mu podpowiem. To był niewolnik, własność pana, który mógłot go sprzedać z cała rodziną. I tu miał przewagę nad amerykańskim murzynem, bo tam sprzedawano poszczególnych członków rodzin.
Pańszczyzna w Europie środkowej i wschodniej, na wschód od Odry, to było zwykłe niewolnictwo, a ówczesny chłop przypominał zaszczute zwierzę, bez jakichkolwiek praw, na dodatek przymusowo wpędzane w alkoholizm prawami propinacji. Nie będę więcej pisał, kto ciekaw, niech poczyta.  Podaję kilka linków.


I jak myślicie państwo? Czy Konstytucja 3 maja cokolwiek chciała uczynić w tej materii. Otóż niczego zrobić nie zamierzała. Chłop nadal miał pozostać zniewolonym zwierzęciem ludzkim, na całkowitej łasce swojego pana. Nieco miało się zmienić chłopom na tzw. królewszczyznach, ale praktycznie tylko w kwestiach władzy sądowniczej nad nimi. 

I oto 153 lata temu car Wszechrosji dał polskiemu chłopu wolność. Był rok 1864. Nie uczynił tego pan polski, ale okrutny car. Fakt, niewiele to jeszcze zmieniło w życiu chłopów, bo nie wprowadzono reformy rolnej. (Ale mimo tego kilkanaście lat później ze składek polskich chłopów wybudowano carowi pomnik przed klasztorem Jasnogórskim - obecnie na jego cokole stoi posąg matki Bożej). Tej reformy  nie wprowadził także rząd polski po uzyskaniu niepodległości w 1918 roku, mimo pewnych działań w tej sprawie.
Ziemię chłopom rozdał dopiero rząd lubelski w 1944 roku. Z woli Rosji Sowieckiej. Cóż za ironia losu. Ale jeśli ktoś mówi, że ten rząd był powszechnie znienawidzony, to po prostu kłamie. Ten rząd całym masom biedoty dał szansę na wyjście z totalnej nędzy.
Jakże śmiesznym jest, gdy potomkowie wiejskiej biedoty tamtego czasu, jak chociażby Lech Wałęsa, ale i wielu szaracząków, plują na sowiecki totalitaryzm.
Zapomniał wół, że ciągnął pług zamiast konia, na którego nie było go stać.

Oczywiście, stalinizm to obok hitleryzmu największe zło, jakie wymyślił człowiek. Ale nie jest prawdą, że był jedynie samym złem. Awans kilkunastu milionów chłopów i ich dzieci przeczy takiemu twierdzeniu. Bo tak to ze złem bywa – by go kupowano, musi być w nim coś dla ludzi.  Choćby dla części. Nazywanie ich dzisiaj zdrajcami en bloc jest kolejnym oszustwem.

A jeśli chodzi o resztę zapisów Konstytucji 3 maja, to wcale nie były postępowe nawet jak na tamte czasy. I naprawdę nie mamy się czym chwalić. Ani czcić tych zapisów. Choć może sam zryw konstytucyjny już tak.

I tu dochodzimy do dzisiejszych czasów. Tak jakoś mi się skojarzyły dwa fakty - rząd lubelski dał biednym chłopom ziemię, a biednym robotnikom pracę, a rząd PiS dał ludziom dodatki na dzieci i przywrócił niższy wiek emerytalny. Działania obu skierowane były bądź są na biedniejszą część naszego społeczeństwa. Czy to jest kolejne wyrównywanie historycznych krzywd? Czy działania PO adresowane są do tych, których potomkowie uchwalali kiedyś Konstytucję 3 maja i do tych, których potomkowie ją obalali? A także do tych, którzy zapomnieli, skąd przyszli? Nie wiem. Może naprawdę tylko bronią demokracji?

Niektórzy stawiają pytanie: Polska, ale jaka? Ja wolę stawiać pytanie właściwsze: Polska, ale czyja? Ja myślę, że dzisiejsza Polska, to Polska elit. Elit politycznych. Czy to są elity PiS czy opozycji, wszystko jedno.
Oczywiście Polska jest także tych, którzy swoją pracą się dorobili i te elity ze swoich podatków utrzymują. Dzięki nim właśnie Polska się rozwija. I będzie się rozwijała, dopóki te elity nie zniszczą polskiej przedsiębiorczości.

Myślę, że nie za bardzo Polska jest krajem zwykłych, szarych ludzi. Może bardziej, niż była w 1791 roku, niż była w 1864 czy 1918, ale nadal rządzą nią elity. Głównie towarzyskie. Ale generalnie wywodzące się z jednego pnia.
Mówią dużo o patriotyzmie, o Polsce, o dobru wspólnym, o Matce Ojczyźnie, ale w tle widzą głównie interes dla siebie. A szaraczki robią wiele, by ich przyjęły w swoje szeregi.

A co do święta 3 maja. Oczywiście należy go świętować, bo wspólnie przeżywane święta narodowe są tym, co łączy, co buduje i tożsamość narodową, i wspólnotę. Co buduje Polskę, Naszą Ojczyznę. Ale dobrze też jest wiedzieć, co się czci i dlaczego się na to czczenie - mimo wszystko - decydujemy.

czwartek, 29 kwietnia 2021

Antyszczepionkowcy powinni leczyć się z covida na swój koszt

 


Patrząc dookoła siebie, kto już umarł na covida i widząc że większość ze znajomych już albo tylko chorowała lżej lub ciężko, albo – niestety – umarła, nie sposób zadać sobie pytania o to, co dalej.

Bo jedno można stwierdzić na pewno: ani ja, ani pewnie nikt z najmądrzejszych profesorów lekarzy, nie wie, co się dzieje. Niezależnie od ilości słów wypowiadanych w tv. Nie wie, na kogo wypadnie, nie wie kiedy i jak, nie wie dlaczego, nie wie, jak będzie dalej. Tak naprawdę nikt niczego nie wie.

Tak jak polski rząd nie wie, dlaczego Polacy umierają w największej  na świecie liczbie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Jedno tylko dzisiaj wiadomo - okres tzw. dożycia do emerytury po ubiegłym roku obniżył się o 14 miesięcy, a po tym zapewne obniży się jeszcze bardziej.

 Pewnie kiedyś Polacy rozliczą rządzących z nadmiarowych śmierci swoich bliskich, z fatalnej organizacji podstawowej opieki zdrowotnej (szpitalnemu i ratowniczemu personelowi  należy się cześć i chwała), z chaosu szczepiennego, z dziwnych „tańców” wokół amantadyny czy milczenia o leku dla astmatyków budozenid, które to leki mogą, jeśli nie leczyć, to łagodzić przebieg choroby.

 Oczywiście nie zostałem antyszczepionkowcem, pisząc o tych lekach (które pewnie także bym zażył, gdybym zachorował).

 Bo nadal uważam ludzi, którzy nie chcą się szczepić, za groźnych dla otoczenia idiotów.

 Do chmary antyszczepionkowców dołączyli dzisiaj ludzie, uważający, że za akcją szczepień stoją wielkie koncerny farmaceutyczne, które we własnym interesie nie dopuszczają do użycia lekarstw wymienionych powyżej. Pominę tu litościwie ocenę ludzi twierdzących, że szczepienia zmieniają nasze DNA, że wraz ze szczepionką wszczepiają na czipy, którymi jakiś Gates będzie kierował naszym (a raczej ich) mózgiem i inne bzdury.

 I ci ludzie oskarżający koncerny farmaceutyczne i uważający, amantadyna nam wystarczy, nie biorą pod uwagę jednej oczywistości: że lepiej nie zachorować, niż się leczyć. Nawet jeśli lek będzie zawsze i w pełni skuteczny, co na dzisiaj jest niesłychanie wątpliwe. I uważają tak ludzie inteligentni.

 Zapominają, że czarną ospę wyeliminowano z chorobowego „jadłospisu” ludzkości nie dzięki tabletkom, ale dzięki masowym sczepieniom.

Ostatnia większa epidemia czarnej ospy, jaka miała miejsce w Polsce (i chyba na świecie), wybuchła we Wrocławiu w 1963 roku. I wtedy, po wprowadzeniu przymusu szczepienia w kilku województwach, zaszczepiono przeciwko czarnej ospie 7,9 mln Polaków, najwięcej w województwie wrocławskim - 2,6 mln, w opolskim - 978 tys., w katowickim - 724,2 tys., w Łodzi i województwie łódzkim - 499,7 tys., a w Warszawie - 465,7 tys.

Dla niedowiarków przypominam, co to jest ospa. Ospa prawdziwa, zwana też naturalną lub czarną - wirusowa choroba zakaźna o ostrym przebiegu, najczęściej przenoszona drogą powietrzną, kropelkową (czyli jak covid). Można się zarazić również przez kontakt ze skórą chorego, jego bielizną, pościelą, narzędziami lekarskimi używanymi w leczeniu zakażonych itp. Okres inkubacji wirusa to 7-17 dni. Objawy: gorączka, dreszcze, bóle głowy i pleców, wysypka plamkowo-grudkowa przechodząca w pęcherzykowatą.

Po ok. 10 dniach pęcherzyki zamieniają się w strupy, które samoistnie odpadają, pozostawiając blizny. Śmiertelność osób niezaszczepionych - średnio ok. 30 proc., zaszczepionych - ok. 3 proc. Ospa od wieków dziesiątkowała ludzi. Skuteczne lekarstwo, szczepionkę przeciwospową stosowaną profilaktycznie, wynalazł dopiero w 1796 r. brytyjski lekarz Edward Jenner. Spopularyzowana została w XIX

 Ale dla naszych dzisiejszych antyszczepionkowców to żaden argument.

Gadają głupoty tak długo, dopóki ktoś z najbliższego ich otoczenia nie umrze, dusząc się pod respiratorem. A potem jest za późno na żal.

 Jak patrzę dookoła, to wiedzę, że większość moich znajomych już chorowała. Wielu z nich, naprawdę wielu, umarło. Ci, którzy chorowali, wcale nie mają pewności, że za kilka miesięcy, w przyszłym roku, nie zachorują ponownie. Tego nikt dzisiaj nie wie. I po chorobie, z której wyszli, mniej lub bardziej uszkodzeni, może przyjdzie taka, z której nie wyjdą żywi. Tylko w urnie.

 Skoro w demokratycznym państwie jest wolność wyboru, co w przypadku szczepień uważam za idiotyzm, bo dając wolność jednym, ogranicza się wolność drugim i naraża się życie i zdrowie tych, którzy szczepić się chcą, istnieje pilna potrzeba wprowadzenia paszportów covidowych, które będą uprawniały do podróży letniej, do pójścia do kina, jak sytuacja pandemiczna znowu ulegnie pogorszeniu. Bo ulegnie. A może nawet do pójścia do sklepu.

 Ci ludzie, beznadziejni tchórze lub zdurniali optymiści, mogą wybrać, czy chcą być w tej uprzywilejowanej kategorii ludzi, czy chcą zostać poza społeczeństwem, chcą być jego pariasami.

Powie ktoś, że to już nie demokracja, ze dyktatura. Może i dyktatura. Ale dyktatura rozsądku nad ciemnotą.

 
Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. My, bardziej rozsądni, bardziej odważni, którzy nie boją się, jak im kto macha igłą przy ręce, którzy nie wymyślają bzdur o abortowanych liniach komórkowych, którzy są odpowiedzialni i za swoją rodzinę, i za swoich znajomych, i za Polskę.

A tak naprawdę, że covidowi antyszczepionkowcy winni leczyć się z covida na swój koszt.

 

niedziela, 25 kwietnia 2021

…póki my żyjemy..

 


Patrząc dookoła siebie, kto już umarł na covida i widząc że większość ze znajomych już albo tylko chorowała lżej lub ciężko, albo – niestety – umarła, nie sposób zadać sobie pytania o to, co dalej.

Bo jedno można stwierdzić na pewno: ani ja, ani pewnie nikt z najmądrzejszych profesorów lekarzy, nie wie, co się dzieje. Niezależnie od ilości słów wypowiadanych w tv. Nie wie, na kogo wypadnie, nie wie kiedy i jak, nie wie dlaczego, nie wie, jak będzie dalej. Tak naprawdę nikt niczego nie wie.

Tak jak polski rząd nie wie, dlaczego Polacy umierają w największej  na świecie liczbie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Jedno tylko dzisiaj wiadomo - okres tzw. dożycia do emerytury po ubiegłym roku obniżył się o 14 miesięcy, a po tym zapewne obniży się jeszcze bardziej.

 Pewnie kiedyś Polacy rozliczą rządzących z nadmiarowych śmierci swoich bliskich, z fatalnej organizacji podstawowej opieki zdrowotnej (szpitalnemu i ratowniczemu personelowi  należy się cześć i chwała), z chaosu szczepiennego, z dziwnych „tańców” wokół amantadyny czy milczenia o leku dla astmatyków budozenid, które to leki mogą, jeśli nie leczyć, to łagodzić przebieg choroby.

 Oczywiście nie zostałem antyszczepionkowcem, pisząc o tych lekach (które pewnie także bym zażył, gdybym zachorował).

 Bo nadal uważam ludzi, którzy nie chcą się szczepić, za groźnych dla otoczenia idiotów.

 Do chmary antyszczepionkowców dołączyli dzisiaj ludzie, uważający, że za akcją szczepień stoją wielkie koncerny farmaceutyczne, które we własnym interesie nie dopuszczają do użycia lekarstw wymienionych powyżej. Pominę tu litościwie ocenę ludzi twierdzących, że szczepienia zmieniają nasze DNA, że wraz ze szczepionką wszczepiają na czipy, którymi jakiś Gates będzie kierował naszym (a raczej ich) mózgiem i inne bzdury.

 I ci ludzie oskarżający koncerny farmaceutyczne i uważający, amantadyna nam wystarczy, nie biorą pod uwagę jednej oczywistości: że lepiej nie zachorować, niż się leczyć. Nawet jeśli lek będzie zawsze i w pełni skuteczny, co na dzisiaj jest niesłychanie wątpliwe. I uważają tak ludzie inteligentni.

 Zapominają, że czarną ospę wyeliminowano z chorobowego „jadłospisu” ludzkości nie dzięki tabletkom, ale dzięki masowym sczepieniom.

Ostatnia większa epidemia czarnej ospy, jaka miała miejsce w Polsce (i chyba na świecie), wybuchła we Wrocławiu w 1963 roku. I wtedy, po wprowadzeniu przymusu szczepienia w kilku województwach, zaszczepiono przeciwko czarnej ospie 7,9 mln Polaków, najwięcej w województwie wrocławskim - 2,6 mln, w opolskim - 978 tys., w katowickim - 724,2 tys., w Łodzi i województwie łódzkim - 499,7 tys., a w Warszawie - 465,7 tys.

Dla niedowiarków przypominam, co to jest ospa. Ospa prawdziwa, zwana też naturalną lub czarną - wirusowa choroba zakaźna o ostrym przebiegu, najczęściej przenoszona drogą powietrzną, kropelkową (czyli jak covid). Można się zarazić również przez kontakt ze skórą chorego, jego bielizną, pościelą, narzędziami lekarskimi używanymi w leczeniu zakażonych itp. Okres inkubacji wirusa to 7-17 dni. Objawy: gorączka, dreszcze, bóle głowy i pleców, wysypka plamkowo-grudkowa przechodząca w pęcherzykowatą.

Po ok. 10 dniach pęcherzyki zamieniają się w strupy, które samoistnie odpadają, pozostawiając blizny. Śmiertelność osób niezaszczepionych - średnio ok. 30 proc., zaszczepionych - ok. 3 proc. Ospa od wieków dziesiątkowała ludzi. Skuteczne lekarstwo, szczepionkę przeciwospową stosowaną profilaktycznie, wynalazł dopiero w 1796 r. brytyjski lekarz Edward Jenner. Spopularyzowana została w XIX

 Ale dla naszych dzisiejszych antyszczepionkowców to żaden argument.

Gadają głupoty tak długo, dopóki ktoś z najbliższego ich otoczenia nie umrze, dusząc się pod respiratorem. A potem jest za późno na żal.

 Jak patrzę dookoła, to wiedzę, że większość moich znajomych już chorowała. Wielu z nich, naprawdę wielu, umarło. Ci, którzy chorowali, wcale nie mają pewności, że za kilka miesięcy, w przyszłym roku, nie zachorują ponownie. Tego nikt dzisiaj nie wie. I po chorobie, z której wyszli, mniej lub bardziej uszkodzeni, może przyjdzie taka, z której nie wyjdą żywi. Tylko w urnie.

 Skoro w demokratycznym państwie jest wolność wyboru, co w przypadku szczepień uważam za idiotyzm, bo dając wolność jednym, ogranicza się wolność drugim i naraża się życie i zdrowie tych, którzy szczepić się chcą, istnieje pilna potrzeba wprowadzenia paszportów covidowych, które będą uprawniały do podróży letniej, do pójścia do kina, jak sytuacja pandemiczna znowu ulegnie pogorszeniu. Bo ulegnie. A może nawet do pójścia do sklepu.

 Ci ludzie, beznadziejni tchórze lub zdurniali optymiści, mogą wybrać, czy chcą być w tej uprzywilejowanej kategorii ludzi, czy chcą zostać poza społeczeństwem, chcą być jego pariasami.

Powie ktoś, że to już nie demokracja, ze dyktatura. Może i dyktatura. Ale dyktatura rozsądku nad ciemnotą.

 
Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. My, bardziej rozsądni, bardziej odważni, którzy nie boją się, jak im kto macha igłą przy ręce, którzy nie wymyślają bzdur o aportowanych liniach komórkowych, którzy są odpowiedzialni i za swoją rodzinę, i za swoich znajomych, i za Polskę.

 

Zdjęcie w czołówce za 

 

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...